Dzisiaj miałem niezwykle wyraziste sny o mocnym ładunku emocjonalnym po każdym z nich budziłem się w stanie gotowości. Niestety rano okazało się, że nie pamiętam ich dokładanie, a w zasadzie pamiętam tylko fragmenty.W jednym z nich byłem ognistym ptakiem unoszącym się nad nekromandzkimi kręgami podporządkowywując sobie duchy i zmuszając je by mi służyły, byłem pełen mocy i czułem, że wreszcie wszystko jest tak jak być powinno.W innym śnie obchodziłem sylwestra z kolegom, po północy on znikną i w jego miejsce pojawiła się jego żona - czułem, że jest to znaczące, że z kim innym zamykam stary rok z kim innym witam nowy. Później pojawili się jacyś ludzie i chcieli abyśmy poszli sobie gdzie indziej, koleżanka jednak powiedziała zdecydowanie nie.W kolejnym śnie wraz z grupa znajomych chodziliśmy po jakimś bloku szukając mieszkania w którym była jakąś impreza - jak się okazało było to mieszkanie brata, żałowałem, że nie wiedziałem wcześniej, że ma on to mieszkanie.W następnym śnie byłem ogniem wiszącym nad światem patrząc w dół zobaczyłem, że Antarktyda stoi w ogniu, kiedy zacząłem się jej przyglądać zacząłem sobie coś przypominać - czyżby to już kiedyś mi się śniło?... Wtedy jakbym przebił drugie dno wspomnień i "przypomniałem" sobie, że to już raz wydarzyło się bardzo dawno temu i teraz się powtarza zamki piekieł osłabły i demony wydostają się na świat... obudziłem się.Słyszę dziwny głos wsłuchuję się w niego i znika zasłona: Widzę cmentarz na schodach stoi ubrana na biało demonica przemawiając do dusz nieświadomych ludzi - jest wyniosła i arogancka, długie czarne włosy sięgają jej do ramion. Pytam siebie skąd się tu wzięła - Papież ją przywiózł odpowiada jakiś głos.Słucham z Sasqiem wykładu mistrza medytacji. Wychodzę i rozniecam płomienie - zauważam, że płoną na rurze gazowej i zaczynają się palić różne rzeczy. Próbuje zgasić to co płonie z tył, ale w wiadrze kończy się woda idę do łazienki i przynoszę wodę w reklamówce, udaje mi się opanować ogień z przykrością widzę, że spłonęły tam węże.
Dzisiaj w nocy siadłem sobie do kilkunastominutowej medytacji - chodziło mi o to, zeby sie rozluznic - zamknalem oczy i rozluzniajac sie zaczalem medytowac. Czułem jak ciało mi sie rozluznia po kilku minutacj jak zwykle przestałem je czuć i wszedłem w wewnętrzną przestrzeń. Po pewnym czasie w przestrzeni zaczalem dostrzegać poszarpana ledwiewidoczną mgiełke o białym drazniącym odcienu -relaksowałem się dalej. W pewnej chwili pojawiła sie przede mną wyrazista bardzo realistyczna scena - równina pokryta sniegiem na jej końcu duży szary kaminenny zamek - zaraz przede mną pionowo ustawiony magiczny staf. Obserwowołem ją przez pewien czas - wszystko było bardzo stabilne, wyraźne i nie zmieniało się, zacząłem się zastanawiać czy wejść w tą scenę - na wszelki wypadek stworzyłem duzy krąg ognia. Przez chwile przyglądałem sie scenie - nic sie nie zmieniało. Pierścień ogna płoną równym jasnym płomieniem poza tym bezruch, żadnych zmian. Zdecydowałem sie wkroczyc w tą scenę i znalazłem sie na wprost safu w środku kregu płomieni. Skupiłem uwage na stafie - był wysoki na jakieś 1,8m zdobił go spiralny wzór przypominajacy zieloną wstążkę ze złotym obramowaniem - na szczycie w złotej obejmie znajdował się zielony kryształ - typowy staf z "Nekromancera2". Zastanawiałem się co on może symbolizowac w tej wizji czy cos pozytywnego czy wręcz przeciwnie - spróbowalem wczuć sie w nastrój ale nie wyczułem nic specjalnego. Przeniosłem uwage na płomienie były teraz wyższe, bardziej dzikie i zwarte powoli wzrastały - skupiłem sie na nich i stopniowo sprawiłem, że wzrosły i pochyliły sie do srodka tworząc ognisty stożek w srodku którego się znalazłem - czuje żar płynący od sciany ognia. Teraz kiedy nie musiałem obawiac się żadnych niespodzianek z zenatrz ponownie skupiłem się na stafie - zauważyłem, że snieg wewnątrz kregu stopniał i pojawiła sie czysta soczysta trawa - na zewnątrz kregu nic się nie zmieniło lezł snieg i panowała mrozna zima. Przygladam sie stafowi i zauważam, że jego szczyt jakos zmienił się, okryła go mgła przypominajaca minaturową wirującą sniezną burzę. Dotykam stafu czuję ciepłe drewno nic specjalnego. Wodze po nim rekami po czym próbuję na niego naprzeć. Ani drgnie jakby jakaś ogromna siła utrzymywała go w tej pozycji. Naciskam okręznym ruchem skupiając na tej czynności swoją wolę - jakby powolutku pojawia sie ruch z olbrzymią bezwładnością czuję, że poruszam cała przestrzenią wewnątrz kręgu. Robie to przez jakiś czas stopniowo zauwazając, że zawirowania, które okrywały szczyt stafu rozszerzają się na wnetrze kregu - dostrzegam też, że podłoże zamarza od punktu w którym saf styka sie z podłożem. Przyglądam się miejscu zetknięcia - zauwazam, ze staff nie dotyka ziemi - dzieli go od niej moze milimetr przestrzeni. Dostrzegam, że zawirowania które zblizyły sie do ściany płomnieni ulegają unicestwieniu - teraz już wiem, że staf reprezentuje mróz. Skupiam się cienka warstwa ognia płynie po ziemi wypełniając przestrzeń kręgu i oddziela staf od ziemi. W tym momencie siła stabilizująca go znika i z potworna energią zostaje wyrzucony pionowo do góry na zewnatrz stożka ognia. Pojawia sie spokój jakby ulga wizja stopniowo rozpuszcza sie w miekkie białe swiatło, które napełnia mnie czystością relaksuje cała przestrzeń staje się tym łagodnym światłem mój umysł staje się jasny i spokojny - przez jakis czas pozostaje w tym stanie zastanawiając się czy kontynuowac, czym wchodze w jeszczejedną wizję o podobnej strukturze po czym kończe medytację i jestem doskonale odswiezony i zrelaksowany.