Wreszcie mogę odetchnąć, co prawda na tydzień, ale zawsze coś :) W sobotę byłem z kumplem na objeździe naszych lokalnych giełd. Najpierw zwiał nam na dzieńdobry autobus linii 130. W sumie mieliśmy cały dzień pecha po tym :) Udało się nam jednak w miarę szybko dostac się do Katowic linią 7 (w soboty autobusy jeżdżą co godzinę a nawet rzadziej). Tam jak zwykle przesiadka na autobus do Sosnowca po czym na tramwaj linii 21 i...... Nareszcie!!:) Sosnowiec-Milowice, pierwsza giełda - elektroniczna. Niestety błota było więcej niż ciekawostek, jednak kupiłem potrzebne rzeczy. Powrót do Katowic - zawsze mamy dobry humor - to miasto jest "de best" :) Zrezygnowaliśmy z wizyty na giełdzie komputerowej, stwierdziliśmy że nie ma po co tam iść. Ruszyliśmy więc na Bytom. Spóźniony 820, i jeszcze jakiś palant robi awanturę kierowcy że ten na niego nie chciał czekać (!?) Pomyślałem sobie - " idioto jeden, dupo strapiona, jesteś jak cała Polska, spóźniony dobiegasz na opóźniony autobus i jeszcze masz pretensje do wszystkich tylko nie do siebie". Przecież powinien się cieszyć że autobus się opóźnił i kierowca się jeszcze zatrzymał - bo nie musi gdy jest opóźniony. No cóż, zawsze się musi ujawnić jakis palant do potęgi i podnieść ciśnienie. Zajechalismy bardzo szybko bo kierowca wyciskał ile fabryka dała (15-to letnim Ikarusem wyprzedzaliśmy Neoplany na niemieckich numerach!! :) ) Na giełdzie staroci w Bytomiu było dużo ciekawych rzeczy jednak coś musiało sie zdarzyć niedobrego no i się zdarzyło - ulewa; wszystko trafiło pod folie i wielu rzeczy nie można było dostrzec :( Na szczęście deszcz ustał po 15 minutach. Kupiłem sobie dwie taśmy Stilon TA35 - nowe okazy do kolekcji w dość dobrym stanie i jak się poźniej okazało ze spoko nagraniami. Po przejściu całej giełdy znaleźliśmy sie w restauracyjce na obiadku:) Wracając do domu linią 39 znów zdarzyło mi się coś niezwykłego. W Rudzie 1 (na "Karmańskim") wsiadł chłopak i usiadł obok mnie na siedzeniu. Dostał SMSa i ... zaczął płakać (!?) Darł sie jak stare kalesony. Należal do grupy ludzi, na których lepiej nawet nie spoglądać, bo można źle skończyć. Nie wiem niestety co się stało takiego, ale zdziwiło mnie to bardzo, zresztą nietylko mnie. Dojechałem wkońcu do kochanego domku :) Tak minęła w telegraficznym skrócie sobota. Popołudniu byłem jeszcze u kilku znajomych na pogawędce. Aha - w tym dniu był silny wiatr i popsuł anteny naszej sieci LAN. Dopiero wczoraj popołudniu załączyli mi internet. Dziś jestem umówiony z Danielem w Bibliotece Śląśkiej w Katowicach. Mam nadzieję że dojadę, bo rano juz na mojej górce stały dwa autobusy do Katowic (ślizgawka). Mam nadzieję że drogowcy się tym zajęli.
Dziś znajomy miał na gg opis, że nie można ufać nikomu, nawet sobie. Uważam że to niedorzeczne, ponieważ cały świat opiera się właśnie na zaufaniu. Wiem, że cała biurokracja jest tego częściowym zaprzeczeniem, jednak na szczeblu koleżeńskim to zaufanie trzyma wszystko w należytym porządku. Być może to miała być przenośnia, bo jak można nie ufać sobie?? Moim zdaniem to abstrakcja - absurd. Takie założenie prowadzi donikąd. Jak więc rozumieć takie słowa?? Czy brak zaufania i podejrzliwość to "choroby społeczne" XXI wieku?? Wiadomo,że niewarto być naiwnym, ale bez przesady - Gauss był geniuszem!! Jego krzywa opisuje chyba każde zjawisko na świecie - zawsze jest taka wartość gdzieś pośrodku, która jest najlepsza, najbardziej efektywna. Wykres tej krzywej to dzieło sztuki i nikt chyba nie zaprzeczy. Czy więc zaufanie również podlega takiej zasadzie, czy też jest inaczej??