guen
Miałam dziś w nocy najstraszniejszy koszmar jaki można sobie wyobrazić. Choć
zaczął się bardzo miło. Na jakiejś malutkiej, wiejskiej stacyjce kolejowej
spotkałam mojego ex. Poszliśmy sobie na spacerek wzdłóż nasypu, uwielbiam
tak łazić po torach. Tuż obok, przy samym nasypie płynął jakby górski
strumień, pełen wielgachnych głazów wlazłam więc do niego by te głaziska
podziwiać. W pewnym momencie zauważyłam, że to sa bursztyny, najprawdziwsze
i najpiękniejsze jakie można sobie wymarzyć. Oczywiście żuciłam sie na nie
by je obmacywac, ogladać, podziwiać, dosłownie oszalałam z wrażenia. Jakież
to było zachwycające!!! Te załamania światła, ten miodowy ciepły blask!!! Te
efekty!!! Lazłam tak jak oszalała wciąż dalej wciąz widząc kolejne
bursztynowe głazy, część z nich było większych ode mnie, dosłownie
kolosalne. Nagle zauważyłam jakąś dziurę w ziemi, oczywiście zjechałam tam
na pewnej części ciała i... to była Bursztynowa Komnata!!!! Oczywiście nigdy
nie widziałam jej w rzeczywistości (chyba nikt z obecnie żyjących nie
widział) ale nie miałam wątpliwości, ze to jest to. Stałam po środku a
własciwie osunęłam się na kolana z wrażenia. Przede mną i po bokach były 3
ściany a tam gdzie zjechałam była teraz otwarta przestrzeń, słoneczko
świeciło i czyniło dosłownie cuda nieopisane na tych cackach z bursztynu.
Nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa i bardziej zachwycona. Mowę mi
odjęło ( co się nidy w życiu nie zdarza hehe), dech mi zaparło i dosłownie
ruszyc się nie mogłam. Ehhh nie opiszę wam tego uniesienia i tego piekna,
które tam na mnie tak nagle spłynęło. Porażające dosłownie!! I nagle nie
wiadomo skąd pojawiły się jakieś pacany, tłumoki i pi.. pi.. pi...( tu
wpisać najgorsze możliwe inwektywy) i zaczęły te ściany, te rzeźby, te cuda
najprawdziwsze rabac siekierami!!!! Walili jakimiś dzidami, harpunami,
siekierzyskami rąbali, cięli w kawały, w drzazgi,w miazgę!!! Zbrodnię
najstraszliwszą popełniali bezczelnie i z uśmiechem na twarzach. Nie
potrafię opisać jaki koszmar przeżyłam w jednej chwili, jak sie we mnie
wszystko zagotowało, zburzyło i szał mnie ogarnął. Ruszyłam na nich z
wynalezionym nie wiadomo gdzie mieczem, dragiem czyms tam. Żądza mordu się
we mnie obudziła i zaczęłam ich tłuc gdzie i jak popadło i desperacko
próbować odpedzić ich od tych bursztynowych cudowności. Nagle któryś z nich
żucił we mnie dzidą, która niefortunnie wbiła mi sie w udo. I to tak głupio,
że przeszła na wylot i z jednej strony wytawał grot z kawałkiem kija a z
drugiej resztka kija, tak mniej więcej pół na pół. Wtem pojawił sie lekarz,
mój znajomy zresztą i zaczął mnie ratować. Mnie!! baran zamiast Komnaty!!!!
A żeby było ciekawiej wymyślił, że dzide trzeba wyciągnąc szarpiąc za kij,
tak, ze grot musiał znów przez tą moją nogę przełazić, tym razem w
przeciwnym kierunku. Cholera jasna mnie wzięła bo to czasu zająć mogło
wiele, bo przeceż mięcho opór stawiało, darłam się żeby jakoś ułamał bo czas
ucieka, bo pacanów tłuc musze i Komnaty bronić. Niestety uwziął się
cholernik jeden i ją szrpać za ten kij a mnie szlag siarczysty trafił bo
szło mu to jak po gwoździach i trwało chyba z godzine. A w tle na moich
oczach pacany nadal siekierami masakry dokonywali. Ehhh koszmar
najstraszliwszy z możliwych. W końcu jakoś i ból do mnie dotarł ( do tej
pory jakiś był mało dokuczliwy) i tak mną żuciło z tego bólu, że aż
zemdlałam. Po czym otworzyłam oczy już w moim pokoiku. Oczywiście wciąż
jeszcze ze wspomnieniem tego cudu bursztynowego, ehhh najpiekniejszego na
świecie.
Pozdrowionka bursztynowe. Guen.