Co prawda za dobrze nie pamiętam swojego snu, ale chce się z wami nim podzielić, był trochę dziwny. Byłem w świątyni która była zrobiona w jakieś grocie, surowe skały, świeczniki wczepione byle jak. Przemawiał jakiś człowiek, którego wszyscy słuchali, widać było ze panował nad nimi za pomocą strachu - przynajmniej takie było moje odczucie. Później po nim wystąpił Jezus - tzn człowiek, który miał postać taka jak wyobrażamy sobie Jezusa, nie pamiętam czy on sam się tak przedstawił, wiec na potrzeby opowieści tak go będę nazywał. Pamiętam iż człowiek który przemawiał przed nim był bardzo niezadowolony, wzbierała się w nim złość, kipiał nią, aż wszędzie zaczęło odczuwać się zło, ściany zaczęły wibrować, następnie pękać, ludzie zaczęli uciekać, ja również. Jezus również nie wytrzymał i uciekł. Ten człowiek który to wywołał strasznie się śmiał i zaczął przekonywać wszystkich ze tamten, tzn Jezus jest nieprawdziwy ze to on jest prawdziwym władcą. Ludzie słuchali go i wracali a Jezus stal samotnie, ja chyba gdzieś stałem obok, nie chciałem wrócić, ale jakaś siła mnie ciągnęła do groty, gdy opierałem się cos niewidocznego zaczęło krępować mi ręce. Noooooo czułem niezłego pietra, ale po chwili uświadomiłem sobie ze to tylko sen. I po tym nagle wszystko się skończyło, szkoda ze obudziłem się bo mógłbym po uświadomieniu sobie snu przeżyć cos ciekawego co pomogło by mi w moim rozumieniu świata.
Znajduje się na działce. Nie poznaje jej a jednak uważam, ze należy do mnie. Na działkę zjawia się policja i mówi, ze przywłaszczyłem sobie cześć nie należąca do mnie, która obejmuje leśną drogę. A skargę na mnie złożył jeden z moich sąsiadów. Chce im udowodnić, ze to stek bzdur. Jako, ze nie mam żadnej miarki zaczynam mierzyć działkę krokami. Pokazuje policjantom, ze działka jest dobrze ogrodzona a leśna ścieżka za nią jest dostępna dla wszystkich. Wkurzony na sąsiada, ze wywinął mi taki dowcip zamierzam go odwiedzić, jednak on wyrasta jakby z ziemni i stoi delikatnie na mojej części, która z tej strony jest nie ogrodzona. Okazuje się nim, ze tak ujmę tzw. mlody-starzec. A ja uznaje go za brujo choć nie wiem czy jest nagualem. Przepycham go na jego cześć działki i mowie mu, żeby więcej takich numerów nie odstawiał ani żeby nie wchodził na moja cześć działki. To oświadczenie wywołuje u niego śmiech nie złośliwy lecz tak jakbym powiedział cos zabawnego. Budzę się. Dopiero po obudzeniu przypomniało mi się, ze na mojej działce niczego nie było, a na jego stal mały drewniany domek. Całość znajdowała się albo przy lesie, albo w nim.
Znaki kontekst: Spotkanie z brujo Interpretejszon ;): Wydaje mi się, ze cale to zajście ma ukazać mi to co wiem od dawna tzn: Krocze własną ścieżką i nikogo nie dopuszczam do mojego świata, potencjalnych wścibskich delikatnie wypraszam ;). Jednak brak domu na mojej działce nie wiem czemu odczytuje jako duchowa pustkę, która wskazał mi w przedziwny sposób ów starzec.