Co prawda za dobrze nie pamiętam swojego snu, ale chce się z wami nim podzielić, był trochę dziwny. Byłem w świątyni która była zrobiona w jakieś grocie, surowe skały, świeczniki wczepione byle jak. Przemawiał jakiś człowiek, którego wszyscy słuchali, widać było ze panował nad nimi za pomocą strachu - przynajmniej takie było moje odczucie. Później po nim wystąpił Jezus - tzn człowiek, który miał postać taka jak wyobrażamy sobie Jezusa, nie pamiętam czy on sam się tak przedstawił, wiec na potrzeby opowieści tak go będę nazywał. Pamiętam iż człowiek który przemawiał przed nim był bardzo niezadowolony, wzbierała się w nim złość, kipiał nią, aż wszędzie zaczęło odczuwać się zło, ściany zaczęły wibrować, następnie pękać, ludzie zaczęli uciekać, ja również. Jezus również nie wytrzymał i uciekł. Ten człowiek który to wywołał strasznie się śmiał i zaczął przekonywać wszystkich ze tamten, tzn Jezus jest nieprawdziwy ze to on jest prawdziwym władcą. Ludzie słuchali go i wracali a Jezus stal samotnie, ja chyba gdzieś stałem obok, nie chciałem wrócić, ale jakaś siła mnie ciągnęła do groty, gdy opierałem się cos niewidocznego zaczęło krępować mi ręce. Noooooo czułem niezłego pietra, ale po chwili uświadomiłem sobie ze to tylko sen. I po tym nagle wszystko się skończyło, szkoda ze obudziłem się bo mógłbym po uświadomieniu sobie snu przeżyć cos ciekawego co pomogło by mi w moim rozumieniu świata.