Zwiedzamy elitarną uczelnie w nowoczesnym miasteczku akademickim. Najpierw wydział biologii – ze zdumieniem stwierdzam, że nasz poziom zrozumienia biologii przekracza to czego uczą na uniwersytecie, po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że my jako rolnicy stykamy się z żywą biologią, dla nas to nie jest abstrakcja tylko konkret i dlatego to zrozumienie jest dużo głębsze. Przejeżdżamy na wydział literatury, każdy z nas dostaje książkę, którą mamy omówić. Wykładowca – starsza kobieta - patrzy na nas protekcjonalnie dając do zrozumienia, ze to znacznie przekracza nasze możliwości, trochę mnie to drażni. Zanim zająłem miejsce pada pytanie odnośnie utworu, który trzymam w ręce są to „Ballady i romanse” Mickiewicza, mam omówić bajkę o wołu i psie. Tak się składa, że romantyzm i Mickiewicz był mi bliski i bardzo go lubiłem więc mówię o romantyzmie nawiązaniu do ludowości idzie mi całkiem nieźle. Wykładowca kiwa głowa z aprobatą i porównuje humor bajki do filmów z Luisem de Fine co nie wydaje mi się właściwe. Kolejnym działem uniwersytetu do którego przechodzimy jest orientalistyka. Tym razem wykładowcą jest mężczyzna w średnim wieku. Studenci spacerują tu z różnymi rekwizytami: pięknymi młynkami modlitewnymi, tekstami Buddyjskimi, różnymi dharmicznymi przedmiotami. Jakaś studentka skarży się, że pani profesor od młynków modlitewnych domalowała na obrzeżu jej młynka ptaszki. Podziwiam te wspaniałe rekwizyty, żałuję tylko tego, że nikt nie wykorzystuje ich zgodnie z przeznaczeniem. Zauważam kogoś w dziwnych rytualnych szatach, ktoś mówi mi, że to były lama barbarzyńca z Mongolii, który ma dzisiaj mieć wykład. Myślę co znaczy były lama, jeśli ten ktoś jest lamą posiada moc. Wykładowca zwraca się do mnie abym omówił czystą krainę Potala. Zaczynam mówić o niej w sposób akademicki co spotyka się z aprobatą w pewnym momencie dochodzę jednak do wniosku, że to nie istotne i postanawiam zwrócić uwagę na istotne znaczenie Potali. Mówię więc, że te wszystkie znaczenia są jednak drugorzędne i mało istotne. Należy zwrócić uwagę na fakt, że obraz czystej krainy odnosi się do wewnętrznego doświadczenia medytacyjnego i jest ilustracją czystego stanu umysłu wolnego od negatywności, przypomina to proces tworzenia obrazu przez artystę, który doświadcza określonego stanu umysłu i wyraża emocje z nim związane przez obraz nadając mu formę. Wykładowca i studentka słuchają uważnie tego co mówię i z szacunkiem przyznają mi rację. Szacunek wynika z tego, że jest to żywe, prawdziwe i odnosi się do rzeczywistego doświadczenia nie jest spekulacją intelektualną. Idę dalej w zamieszaniu giną mi cenne notatki i teksty, które dostałem. Siedzę na wysokim drzewie w dole widzę „Budzika” przy jakimś starym domu. Schodzę z drzewa i wierząc w jego zaradność pytam czy nie wie jak odzyskać zaginione teksty i notatki. „Budzik” prowadzi mnie do antykwariatu gdzie jak tłumaczy zawsze trafiają takie rzeczy. Widzę wiele interesujących tekstów podobnych do tych zaginionych, odkładam je na bok razem z pięknymi zdjęciami, zastanawiam się tylko czy będzie mnie stać aby to wszystko kupić, pod wpływem tej myśli robię ostrożną selekcję. Wcześniej przed zwiedzaniem uniwersytetu Agnieszka opowiadała o swojej podróży na bilecie skarbowym na nazwisko kogoś kto od kilku lat nie składał pitów. Ja chyba też gdzieś podróżowałem. Przypominam też sobie scenę z książką z której wypadały torebki z żółtym proszkiem udawałem, że to narkotyki, później proszek był opalizując biały i sypał się dużym strumieniem.
Wczoraj była sobota. Była ona taka jak jeszcze niedawno prawie każda. Ostatnimi czasy nie ma jednak chęci, czasu i towarzystwa to tego typu działań. Dzionek ten przebiegł następująco: jeszcze w piątek umówiłem się z Piotrkiem, że po powrocie z nocki rano będzie na gadu i wtedy zdecydujemy czy jedziemy czy nie:) Wstałem o 7 z groszami, patrzę - jest na gg. Stwierdziliśmy że spoko dzionek - jedziemy. Zjadłem szybko śniadanie, wziąłem co trzeba i pojechałem na rowerze do Piotrka. Stamtąd poszliśmy na tramwaj linii 9 i wylądowaliśmy w Bytomiu na giełdzie staroci:) Nie było w sumie nic ciekawego - kupiłem trzy taśmy, Piotrek niczego nie kupił. Oglądaliśmy tez po sklepach za spodniami dla niego. Wtem dostałem SMS od drugiego Piotrka z Dąbrowy Górniczej. Wracał z Krakowa i akurat był w Katowicach - czyli okazja do spotkania. Wsiedliśmy więc w autobus linii 820 i w 20 minut byliśmy w Katowicach. Zapoznałem Piotrów z sobą, ponieważ się jeszcze nie znali :) Poszliśmy do knajpki na rogu Mickiewicza i jakiejś tam ulicy (nie pamiętam :)) Okazało sie ponadto że Piotrek z DG miał umówiona randkę :) Tak więc najpierw w trojkę, a później w czwórkę siedzieliśmy w knajpie na rogu:) Fajnie się gadało, więc mineło nam tam kilka godzinek. Koło 13:00 wyszliśmy i ja z Piotrkiem poszliśmy na autobus do Rudy, a Piotrek DG z Kamilem poszli na swoje środki komunikacji :) Po powrocie do domu zjadłem obiadek i poszedłem do Piotrka oddać plecak, zrobić to co było zaplanowane do zrobienia oraz zabrać rower. Około 18:00 wyszedłem do domu pilnować na Allegro aukcji (kupiłem kartę graficzną) a Piotrek umówił się znowu do jakiejś knajpy ze znajomymi ( z tego co się chwalił :)) I tak minęła sobota. Dziś - niedziela - nic ciekawego. Rano byłem w domciu, a popołudniu byłem znów u Piotrka. Wymontowaliśmy potencjometry ze wzmacniacza w celu zakupu nowych i wymiany. Potem przyszedł jeszcze Bart i jak zwykle narobił zamieszania :) Ale do opisu tego nie wystarczyło by bloga więc sobie to podaruję:) Teraz wieczorek, piszę tą notkę i gadam na gadu z Aneczką :) Jutro mam zajęcia do 17:00 więc pewnie nie zdążę na spotkanie KLS. Liczę, że jednak uda mi się skończyć wcześniej. Zobaczymy jutro :)