Znalazlem sie w jakims malym pomieszczeniu - byl policjant starszy gosc ok 50-tki, chyba bylo jakies dochodzenie? Potem wpadl mlody facet ok 25-tki cos im sie nie zgadzalo i zaczeli sie klocic. Podczas tej klotni chyba wyszedlem i zaczalem chodzic po miescie. Przelazilem przez jakis plot nad rzeczka i zauwazylem po lekkosci ciala i sprawnosci ze jestem w doskonalej kondycji fizycznej. Potem spotkalem kumpla z ktorym zamienilem slowo. Nastepnie zauwazylem ze potrafie latac i szlo mi to bardzo dobrze.
Latajac podlatywalem do roznych osob - i bralem kase - dolary ktore lezaly kolo niej, napychalem sobie kieszenie, wzbijalem sie w powietrze i latalem dalej. 'Odwiedzilem' w ten sposob pare osob, dzieki czemu wypchalem sobie wszystie kieszenie zielonymi. Potem okazalo sie ze pieniadze nalezaly do roznych mafiosow i przez to narazilem im sie - wyslali wiec swoich ludzi by mnie zlapali. Jednak dzieki lataniu bylem dla nich nieuchwytny, odwiedzalem rozne miejsca, wzbijalem sie wysoko, lub latalem tuz nad ziemia. Gdy zaczalem na maxa eksperymentowac z lataniem zorientowalem sie ze snie i powiedzialem do siebie - 'to jest sen'. Zaczalem jeszcze bardziej przygladac sie otoczeniu, wzbilem sie na duza wysokosc i latalem obserwujac co sie dzieje na dole, wtedy sen zaczal niknac i sie w koncu obudzilem. Nie ruszajac sie w lozku wrocilem do zwyklego snu, bo chcialem oddac kase - znudzila mi sie zabawa z goniacymi mnie ludzmi, jednak byl problem bo wszystko pomieszalem:)
Kiedy uporalem sie ze swoimi najwazniejszymi kradziezami polecialem na jakas skalke - wzgorze gdzie oproznilem kieszenie i zauwazylem ze pozostalo jeszcze pare nie moich rzeczy:) Byly nawet elementy cudzej drogocennej zastawy stolowej:) a co oznaczalo ze jeszcze mam z kims na pienku. Jednak mozliwosci zlapania mnie wygladaly tak jak gdyby male dzieci chcialy dogonic doroslego:)
Zostawilem te przedmioty na tym wzgorzu i polecialem do miasta, pocieszyc sie lataniem. Wlecialem do jakiejs pieknej restauracji. Tam zauwazylem ze jakas mloda dziewczyna pracuje jako kelnerka zmuszana do tego przez jednego zloczynce. Postanowilem zastawic na niego pulapke i dac mu sie zlapac - chcialem by pomyslal ze mnie ma a potem dac mu wycisk i uwolnic dziewczyne. Zlapal mnie wiec za nogi i 'prowadzil' (reszta ciala latala:) na zaplecze restauracji, wtedy sie obudzilem ponownie, zal mi bylo ze nie dokonczylem akcji, zrobilem to w wybrazni, jednak juz nie wrocilem do snu.
Nowoscia w tym snie dla mnie bylo opanowanie latania, o ile przedtem kontrlowalem lot w snach dosc dobrze to w tym opanowalem to doskonale, co wydaje mi sie dobrym znakiem:)
Dzisiaj mialem bardzo dziwny sen. Nie byl to do konca LD ani tez zwykly sen. Doznalem niesamowitej sugestii o czmy na koncu... Mialem 100% swiadomosci, mialem trzezwy umysl, ale jednoczesnie nie wiedzialem ze to jest sen. Tzn wiedzialem ze nie jestem tu gdzie na codzien :) czyli w naszym swiecie ale tez nie wydawalo mi sie to dzwine. A i co wazne tego dnia zagralem sobie w lotto... od tak szedlem w supermarkecie i postawilem - oczywiscie przegralem ;) a nie robilem tego daaawno...
W kazdym razie bylem w jakims pokoju - zielonym. i stalo tam lustro. Podszedlem do niego wszystko OK, mialem normalnie ubranie, wygladalem tez normalnie. Nagle zauwazylem ze lustro jest tafla jakby plynnego metalu - rteci albo olowiu. troche sie zdziwilem i slusznie bo wyszedl z niego mezczyzna. niemial twarzy tzn mial ale schowana w kapturze. Czulem ze to ktos bliski bo kompletnie sie nie balem. Pokazal mi zebym usiadl. Poczym powiedzial tak:
wlacz dyktafon yy to znaczy swoja pamiec.... ok wiec widze ze zapoznajesz sie z losem. (moze dlatego zapamietalem wszystko:) Na to ja: tzn? on: Grasz sobie w te wasze kulki... ja: no postawilem sobie raz, w koncu to od losu zalezy czy wygram czy nie... wiec mozna powiedziec ze sie zapoznaje... on: Ale niestety od zlej strony zaczoles. ja: wiem, wiem trzeba pracowac na kase a nie liczyc ze sama przyjdzie on: zrodlo tej "kasy" nie ma znaczenia, to nie los sprawia ze ja dostaniesz tylko twoja praca. mozesz pracowac fizycznie w waszym swiecie i po 30latach zarobisz na mieszkanie, mozesz pracowac glowa i po 10latach zarobisz na dom a mozesz tez pracowac twoja swiadomoscia i po 1dniu zarobic na 10 mieszkan.. bo w koncu po to zagrales. (akurat mial racje bo gralem z mysla o kupnie mieszkania dla mnie i dziewczyny) ja: yyyy? on: Widzisz, jestes tam po to zeby doswiadczyc pewnych odczuc. Jest to z gory zaplanowane przez samego siebie. I tak np jeden musi w zyciu doswiadczyc powiedzmy 4 roznych odczuc; milosci, zla, bolu i powiedzmy sexu. Moglbys powiedziec, dobrze wiec co nie zrobie w zyciu to i tak z gory wiadomo co mnie czeka. I tu tkwi blad. Otoz moj drogi milosci zaznasz tak czy tak bo jest to zaplanowane, tak abys sie nauczyl z tego konkretnej rzeczy, ale niewazne czy bedziesz biedny czy bogaty, czarny czy bialy. Tak czy tak jej doswiadaczysz. Nikt nie wie w jakich okolicznosciach bo jest to los i twoje dzialanie. ja: do czego zmiezasz? on: Do tego moj drogi, ze pewne zeczy w zyciu sa nieuniknione a pewne sa od ciebie zalezne, a tak naprawde wszystkie sa od Ciebie zalezne tylko niektore ustaliles przed przyjsciem tam gdzie jestes. ja: ale mowiles cos o lotto? co to ma do duchowosci? i dlaczego pewne zeczy ustalalem wczesneij nie majac teraz o nich swiadomosci? on: No wiec widzisz, doznajesz teraz milosci co sobie zaplanowales przed przyjsciem na ten swiat, ale w jakich okolicznosciach jej zaznajesz zalezy od tego jak zyjesz. Mozesz ciezko pracowac i zaznawac jej w mieszkaniu z tesciami (smiech) albo ruszyc glowa lub mieśniami no lub tez swiadomoscia i zaznawac jej w twoim wlasnym ogrodku. Tego dlaczego niewiesz teraz o tym co ustaliles wczesniej przed przyjsciem na ten swiat niestety nie moge CI powiedziec. tak juz musi byc... ja: hmmm? Ok rozumiem, wytlumacz mi zatem zwiazek lotto z ta duchowascia... on: Widzisz, nie jest istotne w tym momencie moj drogi czy wygrasz w totka kase na mieszkanie czy na nie zapracujesz. istotne jest ze zaznajesz milosci i sie z niej uczysz. ja: czyli w tym momencie nieucze sie z bogactwa czy biedy ale z milosci? wiec nie ma przeszkod ku temu zebym mial kase? on: plytko ujete ale powiedzmy ze tak... ja: troche zamotales powiem szczerze... on: wiesz ciagniesz mnie za jezyk i prawie Ci sie udalo dowiedziec rzeczy ktorych masz sie dowiedziec sam... ja tu przyszedlem tylko po to zeby Ci powiedziec o losie i kulkach... ja: no to wal (jakos dziwnie sie zachowywalem w sumie gleboka rozmowa a ja jakos takie plytkie zdania... moze tak mialo byc sam sie dziwie) on: Widzisz, bierzesz kartonik i skreslasz sobie 6 upatrzonych liczb. Starasz sie wejzec w przyszlosc, uzywasz tarota wachadelka medytacji i czego tam czlowiek nie wymyslil zeby tylko zobaczyc co w przyszlosci padl za zestaw liczb.A potem sie modlisz ze tak powiem zeby one wypadly. ja: no tak on: tu lezy twoj blad. Powinienes skreslic dowolne liczby i tak zyc zeby przyszlosc wybrala twoj zestaw. Krotko mowiac nie wybieraj przyszlosci, daj jej wybrac siebie. Duzo trudniej jest nakierowac siebie samego na konkretna sciezke przyszlosci niz scieżke przyszlosci na siebie. W tym momencie przyszedl inny gosc i mowi ze tajemnej wiedzy sie nie przekazuje i go wciagna do lustra. a ja sie obudzielem.
I teraz moje spostrzezenia: Doswiadczylem niesamowitej kotwicy, tzn gosc kazal mi wlaczyc dyktafon czyli swoja pamiec i zapamietalaem kazde slowo z naszej rozmowy. moglbym ja wyrecoytowac jeszcze raz i tak samo by to wygladalo. Niesamowicie silna sugestja wydana mi w snie. Wydaje mi sie ze warto pracowac z takimi kotwicami... ma ktos z was moze jakis tekst na temat takich kotwic i afirmacji? chcialbym pocwiczyc...
Co myslicie na temat tego snu? jego przeslania? moze to miec jakis logiczny sens? Kim moglbyc ten czlowiek ktory mi przekazywal te info i dlaczego ten drugi jak go nakryl to kazal mu przestac?
Dziwi mnie tez realistycznosc snu. Czulem zapach jego ubrania, zimno metalowego okucia lustra, kurz w powietrzu no doslownie wszystko. Mialem 100%swiadomosci miejsca w ktorym jestem a nieskapowalem sie ze to sen. I dlaczego ten czlowiek mi o tym nie powiedzial... byloby tak pieknie... :)