To już mój drugi sen o fontannie. Za pierwszym razem tanczylam pod tryskajaca fontanna na wielkim placu. Po prostu niczym nieskrepowany taniec w letnie popołudnie. I niesamowite uczucie wolnosci i szczescia. A dzisiejszy sen? Uciekam przed kimś po jakimś ogromnym ośrodku dla umysłowo chorych, było tam mnóstwo biednych ludzi, a ja biegłam przez te straszne korytarze, aż trafiłam do wielkiej sali na parterze, urządzonej w angielskim stylu. Miała ogromne przeszklone drzwi, które nie chciały sie otworzyc. Zdaje mi sie ze w rogu sali stala kobieta która miala do nich klucze, ale pomimo moej prosby nie chciala mi ich dac. Patrze sie przez te drzwi na wielki i przepiekny ogród. Widze wysoką płacząca wierzbę i ogromną tryskajaca wodą dwupoziomowa fontanne. Na niebie zaś krazy ogromny orzeł i mnóstwo innych ptaków. Nagle widze jak do ogrodu, prawdopodobnie z tego budynku, wbiega ksiezniczka ubrana w biale szaty. Zyskuje jej świadomosc i tym sposobem jestem w ogrodzie. Czuje jak przepełnia mnie respekt przed tym wielkim ptakiem, który maleje i siada na brzegu fontanny jako zwykły orzeł, ale przez chwile był nawet bialy. Pozwala mi sie pogłaskać i widze jak ni stad ni zowad trzymam w reku kawał surowego miesa i karmie go. A on mówi do mnie: nie takie duze kawałki:) chciał mi powiedziec cos jeszcze i byc moze powiedzial, ale nie pamietam co to bylo. Sen był wspanialy. Uczucia niewysłowione.
Obudzilem sie w srodku nocy i od razu mialem wibracje, postanowilem to wykorzystac i zrobic metode beczki. Troche mi ona zle wyszla, myslenie mialem troche przytlumione. Robilem powolny obrot wokol ciala, obracalem sie, gdy jednak pomyslalem czy to cialo sie obraca fizyczne czy nie to wrocilem do pozycji poczatkowej. Zrobilem znowu obrot, teraz dlugi, nawet chyba dwa wyszly. Po chwili z czerni wylonil mi sie obraz. Podobny jest na fotkach na transporcie. Byly to dwie kule chromowane, idealnie gladkie, wokol byla niezmierzona przestrzen, na dole jakby morze a na gorze niebo z chmurami. Miejscami nie bylo chmur i obie czesci sie jakby zlewaly ze soba. Raz jak spojrzalem na jedna kule to zamienila sie w kule Ziemska. Pozniej zauwazylem, ze kazda moja mysl sie wizualizuje z niesamowita sila, jakos obrazu przewyzszala kazde LD jakie mialem do tej pory. Po chwili obraz zamienil sie wrecz w kalejdoskop, wiele obrazow na sekunde i wszystko przerodzilo sie w zakrecony sen, z pogranicza matrixa i szalonych wynalazkow XVIII/XIX wieku.
Niestety nie uswiadczylem wyjscia na plan fizyczny, bardziej to przypominalo dobre LD lub zdalne widzenie. Czy moglby ktos dla mnie wymyslic dobra afirmacje na obudzenie sie w srodku nocy. Wczesniej pare razy mi sie zdarzylo tak i wchodzilem bezposrednio w LD. Monroe tak sie wlasnie budzil przed "wyjsciem", wypoczety i pelen energii.