Scena pierwsza: leżę na plaży, nad wielkim morzem. Jest ciepły słoneczny dzień, ale ja leżę na plecach, płaczę strasznie i krzyczę żze chcę umrzec...że nie chcę już dłużej żyć...jest to tak straszna desperacja jakiej w życiu zaznałam tylko raz. Nagle wszystko przenosi się na zamek, który stoi nad brzegiem morza. Stoję na jego szczycie i widzę jak dwa metry przede mną na blankach siedzi dorosły facet i obejmuje ramieniem dziewczynkę w wieku około 11 lat, która ma kruczoczarne włosy i cały czas na mnie patrzy z zacieta miną. Podchodzi do niej jakiś chłopak i zaczyna lizac i całowac ją po ramieniu, ma strasznie złe i przebiegłe spojrzenie. Dziewczynka w ogóle nie zwraca na niego uwagi, tylko cały czas nie na mnie patrzy. W końcu jednak ma go dosyć. Wstaje. Nagle akcja znów przenosi się na plaże. Leże dalej, płaczę i krzyczę. Dziewczynka przemieniła się w dorosłą kobietę. Stoi w wodzie, plecami do mnie. Jest ubrana w czarne zwiewne szaty. Mąci reką wodę i coś do mnie mówi....Że to nie tak miało być...albo dlaczego chcę umrzec....już nie pamietam. Towarzysyz mi jakieś przerażające uczucie. Wstaję i widze jak z morza wychodza na ląd jakieś wodne stworzenia, jakas niebieska ośmiornica zakopuje się w piasku. Ona tez coś do mnie mówi, bo zapytałam się dlaczego to robi. Powiedziala coś o końcu. Nagle widzę wszystko z lotu ptaka. Jakieś inne miejsce. Fundamenty z kamienia starej katedry...porasta ją soczyście zielona trawa. Leżę na samym jej środku, płacze i krzyczę tak na plazzy, a jednoczesnie widzę wszystko z góry... Widzę jakby katedra była na jakiejś wysepce i nagle.....zaczyna ją zalewac morze...ze wszystkich stron wdziera się woda. Później śniło mi się ze wypadł mi ząb: jedynka na dodatek...był nienaturalnie duży..widziałam cały jego przekrój, bo trzymałam go na patyku jak lizaka, płakałam i zupełnie nie wiedziałam co zrobić.... Zaczęłam krzyczeć i zbudziłam się....
Mala dziewczynka została znaleziona i w pewnym sensie uratowana przez malzenstwo na wsi - znalezli ja wsrod jakis wojennych zgliszczy. Dorastala w domu malzenstwa ktore chronilo dziewczynke ze wzgledu na jej odmiennosc i pochodzenie (?). Z dziewczynka zwiazana byla tez jakas tajemnica, ktorej symbolem byla zamknieta beczka - przechowywali ja w piwnicy a znalezli ja razem z dziewczynka. Okres dorastania spedzala czesto w piwnicy - chronili w ten sposob dziewczynke przed obcymi i ze wzgledu na jej potencjal ktorego sie obawiali, nie znali. Chyba nie opuszczala domu. Gdy stala sie dorosla malzenstwo juz chyba nie zylo bo zostala sama w domu. Wiec byla juz silna i samodzielna, zdecydowala sie na przeprowadzenie experymentu:
napelnila jedno z pomieszczen roztworem soli czy jakiejs cieczy ktora miala znaczenie w doswiadczeniu ktore zamierzala i musiala przeprowadzic na sobie: przygotowala elektrody ktore podlaczyla przewodem od zrodla pradu (?) do swojej czaski - byly przyczepione tuz pod skora. Wyslala telepatycznie wiadomosc do swojej przycjaciolki ze musi to zrobic mimo iz ten eksperyment oznacza w jakims sensie jej smierc. Nie bala sie jednak i wiedziala ze sama wybrala ta droge.
W tym miejscu uslyszalem glos mamy ze nie powiniennem tego ogladac dalej i mam isc spac ale nie zgodzilem sie i powiedzialem (zgodnie z prawda) ze mam na 9.30 do pracy i moge potem dluzej pospac:)
Wrocilem do obserwacji wydarzen z pozycji dziewczyny - zanurzyla sie pod powierzchnie, kladac sie na plecach i wlaczyla noga przelacznik. Wtedy weszla w inny stan swiadomosci (?), nie moglem tego juz objac jako obserwator ale wiedzialem iz to juz koniec snu i sie obudzilem zastanawiajac o co chodzi :)