tunek
zwykly sen. Doznalem niesamowitej sugestii o czmy na koncu... Mialem
100% swiadomosci, mialem trzezwy umysl, ale jednoczesnie nie
wiedzialem ze to jest sen. Tzn wiedzialem ze nie jestem tu gdzie na
codzien :) czyli w naszym swiecie ale tez nie wydawalo mi sie to
dzwine. A i co wazne tego dnia zagralem sobie w lotto... od tak
szedlem w supermarkecie i postawilem - oczywiscie przegralem ;) a nie
robilem tego daaawno...
W kazdym razie bylem w jakims pokoju - zielonym. i stalo tam lustro.
Podszedlem do niego wszystko OK, mialem normalnie ubranie, wygladalem
tez normalnie. Nagle zauwazylem ze lustro jest tafla jakby plynnego
metalu - rteci albo olowiu. troche sie zdziwilem i slusznie bo wyszedl
z niego mezczyzna. niemial twarzy tzn mial ale schowana w kapturze.
Czulem ze to ktos bliski bo kompletnie sie nie balem. Pokazal mi zebym
usiadl. Poczym powiedzial tak:
wlacz dyktafon yy to znaczy swoja pamiec.... ok wiec widze ze
zapoznajesz sie z losem. (moze dlatego zapamietalem wszystko:)
Na to ja: tzn?
on: Grasz sobie w te wasze kulki...
ja: no postawilem sobie raz, w koncu to od losu zalezy czy wygram czy
nie... wiec mozna powiedziec ze sie zapoznaje...
on: Ale niestety od zlej strony zaczoles.
ja: wiem, wiem trzeba pracowac na kase a nie liczyc ze sama przyjdzie
on: zrodlo tej "kasy" nie ma znaczenia, to nie los sprawia ze ja
dostaniesz tylko twoja praca. mozesz pracowac fizycznie w waszym
swiecie i po 30latach zarobisz na mieszkanie, mozesz pracowac glowa i
po 10latach zarobisz na dom a mozesz tez pracowac twoja swiadomoscia i
po 1dniu zarobic na 10 mieszkan.. bo w koncu po to zagrales. (akurat
mial racje bo gralem z mysla o kupnie mieszkania dla mnie i
dziewczyny)
ja: yyyy?
on: Widzisz, jestes tam po to zeby doswiadczyc pewnych odczuc. Jest to
z gory zaplanowane przez samego siebie. I tak np jeden musi w zyciu
doswiadczyc powiedzmy 4 roznych odczuc; milosci, zla, bolu i
powiedzmy sexu. Moglbys powiedziec, dobrze wiec co nie zrobie w zyciu
to i tak z gory wiadomo co mnie czeka. I tu tkwi blad. Otoz moj drogi
milosci zaznasz tak czy tak bo jest to zaplanowane, tak abys sie
nauczyl z tego konkretnej rzeczy, ale niewazne czy bedziesz biedny czy
bogaty, czarny czy bialy. Tak czy tak jej doswiadaczysz. Nikt nie wie
w jakich okolicznosciach bo jest to los i twoje dzialanie.
ja: do czego zmiezasz?
on: Do tego moj drogi, ze pewne zeczy w zyciu sa nieuniknione a pewne
sa od ciebie zalezne, a tak naprawde wszystkie sa od Ciebie zalezne
tylko niektore ustaliles przed przyjsciem tam gdzie jestes.
ja: ale mowiles cos o lotto? co to ma do duchowosci? i dlaczego pewne
zeczy ustalalem wczesneij nie majac teraz o nich swiadomosci?
on: No wiec widzisz, doznajesz teraz milosci co sobie zaplanowales
przed przyjsciem na ten swiat, ale w jakich okolicznosciach jej
zaznajesz zalezy od tego jak zyjesz. Mozesz ciezko pracowac i zaznawac
jej w mieszkaniu z tesciami (smiech) albo ruszyc glowa lub mieśniami
no lub tez swiadomoscia i zaznawac jej w twoim wlasnym ogrodku. Tego
dlaczego niewiesz teraz o tym co ustaliles wczesniej przed przyjsciem
na ten swiat niestety nie moge CI powiedziec. tak juz musi byc...
ja: hmmm? Ok rozumiem, wytlumacz mi zatem zwiazek lotto z ta
duchowascia...
on: Widzisz, nie jest istotne w tym momencie moj drogi czy wygrasz w
totka kase na mieszkanie czy na nie zapracujesz. istotne jest ze
zaznajesz milosci i sie z niej uczysz.
ja: czyli w tym momencie nieucze sie z bogactwa czy biedy ale z
milosci? wiec nie ma przeszkod ku temu zebym mial kase?
on: plytko ujete ale powiedzmy ze tak...
ja: troche zamotales powiem szczerze...
on: wiesz ciagniesz mnie za jezyk i prawie Ci sie udalo dowiedziec
rzeczy ktorych masz sie dowiedziec sam... ja tu przyszedlem tylko po
to zeby Ci powiedziec o losie i kulkach...
ja: no to wal (jakos dziwnie sie zachowywalem w sumie gleboka rozmowa
a ja jakos takie plytkie zdania... moze tak mialo byc sam sie dziwie)
on: Widzisz, bierzesz kartonik i skreslasz sobie 6 upatrzonych liczb.
Starasz sie wejzec w przyszlosc, uzywasz tarota wachadelka medytacji i
czego tam czlowiek nie wymyslil zeby tylko zobaczyc co w przyszlosci
padl za zestaw liczb.A potem sie modlisz ze tak powiem zeby one
wypadly.
ja: no tak
on: tu lezy twoj blad. Powinienes skreslic dowolne liczby i tak zyc
zeby przyszlosc wybrala twoj zestaw. Krotko mowiac nie wybieraj
przyszlosci, daj jej wybrac siebie. Duzo trudniej jest nakierowac
siebie samego na konkretna sciezke przyszlosci niz scieżke przyszlosci
na siebie.
W tym momencie przyszedl inny gosc i mowi ze tajemnej wiedzy sie nie
przekazuje i go wciagna do lustra. a ja sie obudzielem.
I teraz moje spostrzezenia:
Doswiadczylem niesamowitej kotwicy, tzn gosc kazal mi wlaczyc dyktafon
czyli swoja pamiec i zapamietalaem kazde slowo z naszej rozmowy.
moglbym ja wyrecoytowac jeszcze raz i tak samo by to wygladalo.
Niesamowicie silna sugestja wydana mi w snie. Wydaje mi sie ze warto
pracowac z takimi kotwicami... ma ktos z was moze jakis tekst na temat
takich kotwic i afirmacji? chcialbym pocwiczyc...
Co myslicie na temat tego snu? jego przeslania? moze to miec jakis
logiczny sens? Kim moglbyc ten czlowiek ktory mi przekazywal te info i
dlaczego ten drugi jak go nakryl to kazal mu przestac?
Dziwi mnie tez realistycznosc snu. Czulem zapach jego ubrania, zimno
metalowego okucia lustra, kurz w powietrzu no doslownie wszystko.
Mialem 100%swiadomosci miejsca w ktorym jestem a nieskapowalem sie ze
to sen. I dlaczego ten czlowiek mi o tym nie powiedzial... byloby tak
pieknie... :)
dawno nie mialem takiego snuuuu oj daaawno.....