Były to walki bratobójcze w ogarniętym wojną domową kraju. Dawny generał, który do niedawna obnosił się z medalami, teraz nakręcany przez telewizję opanowaną już przez rewolucjonistów, rozbijał sobie głowę o stół w niemym ataku amoku i przedstawiał sobą widok nader opłakany. Potem sen wypełniły inne obrazy zdarzeń nakreconych przez ową telewizję, zupełnie pozbawioną jakichkolwiek cywilizowanych oporów co do tego co i jak pokazywać. A więc zdarzały sie tam egzekucje czy też niezwykle krwawe zabójstwa i skazane na porażkę walki tych co bronili jeszcze dawnego systemu, nie mając już nic do stracenia. Szczególnie zapamiętałem jeden obraz, bo wtedy zawyłem, że już nie chcę więcej tego oglądać a i tak obraz na siłę wtłaczano mi do mózgu i serca.. Był to widok skazańców klęczących nad długim betonowym rowem - kanałem bez wody. Z wbitymi częściowo w ich czaszki metalowymi strzałami - tylko samym grotem zdaje się - tak że żyli i byli nadal przytomni. Podchodził do nich człowiek wyglądający na japońskiego oficera-oprawcę (wszycy ludzie byli azjatami). I uderzał gwałtownie w strzałę młotkiem (ZSR film "following"), tak, że przechodziła ona przez głowę a skazaniec z martwym wzrokiem i w spaźmie padał na ziemię. Nie mogłem tego widoku przetrzymać. Bardzo dziwne mi się wydaje, że działające zwykle we śnie znieczulenie na podobne widoki, nie działało zupełnie.. i prawdę mówiąc chyba nigdy nie działa.
Tuż przed przebudzeniem widziałem jeszcze przedziwny obraz, który potem uznałem za wspaniale surrealistyczny. Cofająca się morska fala odsłania leżące na piasku kobiety w czerwonych płaszczach, leżące stopami zwróconymi w stronę lądu, całymi dziesiątkami, jedne bliżej inne dalej w regularnych odstępach..
Siedzieliśmy z Konradem w jakimś dużym pięknym pomieszczeniu. Konrad powiedział mi, że odkrył jedną z tajemnic świata. Wyjaśnił mi, że losem ludzi kierują siły światła i ciemności z których ludzie nie zdają sobie sprawy. Istnieją miejsca gdzie te siły manifestują się w bardzo realny sposób i postanowił pokazać mi dwa takie odkryte przez siebie miejsca. Aby zobaczyć pierwsze z nich udaliśmy się do jakiegoś miasteczka, przeszliśmy przez nie aż dotarliśmy do jakiegoś placu na uboczu. Konrad powiedział mi abym teraz był ostrożny i przyjrzał się temu miejscu ponieważ to jest centrum zła. Na placu leżało wiele czarnych psów, pozornie wydawały się senne i spokojnie, ale wyraźnie wyczuwało się tu mroczną agresywna atmosferę. Gdy wszedłem na plac psy zaatakowały i musiałem stoczyć z nimi ciężką walkę. Nie miałem wątpliwości, że to miejsce emanuje złem opanowując nieświadomych ludzi wszędzie wokół.
Następnie udaliśmy się do miejsca światła, znajdowało się ono w górach. Doszliśmy przez piękny las do podnóża płaskowyżu otoczonego stromymi stokami. Na szczyt wiodła ścieżka na końcu której na małym placyku stał stragan z pamiątkami. Kiedy dotarłem tam piękno tego placu, stoku pode mną zaparło mi dech w piersiach i wprawiło w uniesienie - budziło wręcz nienaturalny zachwyt. Wszedłem do straganu w którym była niezwykle miła dziewczyna tchnąca świeżością i zacząłem oglądać pamiątki. Nie było ich dużo i domyśliłem się, ze są one jej dziełem. Wybrałem kilka drobiazgów, które zdawały się emanować światłem i czystością i czułem żal, że nie mam jak odwdzięczyć się jej za te cudowne rzeczy, które kupiłem.
Wyszedłem ze straganu i popatrzyłem w głąb płaskowyżu i zamarłem. W samym jego centrum rosła monumentalna wręcz lipa otoczona kręgiem kamieni z jej wnętrza emanowało światło nie miałem wątpliwości, że jest to miejsce dobrych sił o jakich słyszałem. Czułem jak emanacje światła płyną z tego miejsca, jak oczyszczają mnie do najgłębszych poziomów mej istoty, napełniając mnie światłem i czystością, zmieniając mnie. Stałem tak przez dłuższy czas poddając się tym przemianom, aż w końcu zapragnąłem iść do jego źródła.
Kiedy wykonałem krok obraz się zmienił znalazłem się w mieście. Widziałem ludzi na których spływało niewidzialne światło, chroniąc ich przed zagrożeniami z których istnienia nie zdawali sobie sprawy (podobnie jak i z faktu istnienia światła, które je chroni) – obrazy zmieniały się – widziałem różnych ludzi w różnych miejscach i sytuacjach otoczonych opieką tego światła – z każdym moim krokiem obrazy i sceny zmieniały się a ja obserwowałem je ze zdumieniem. W końcu znalazłem się znów na łące niedaleko miejsca do którego zmierzałem, ale w zupełnie innym miejscu niż zacząłem swoją wędrówkę. Ze zdumieniem zauważyłem, że źródło tego światła również przybiera różne formy, raz jest świętym drzewem innym razem małym wiejskim kościółkiem, niekiedy jest bez foremnym źródłem światła, którego nie sposób uchwycić. Zrozumiałem iż jego pierwotną formą było to drzewo, zaś jego prawdziwa natura leży poza formą i przejawia się na różne sposoby tym którzy w jakiś sposób za nim tęsknią i go poszukują nawet jeśli nie uświadamiają sobie czego tak naprawdę poszukują lub mają błędne o nim wyobrażenie. Ze smutkiem zrozumiałem, że jeszcze tym razem nie dotrę do jego źródła. Obudziłem się czując się oczyszczony i napełniony tym światłem z niezwykle jasnym umysłem i spokojną radością w sercu.