Dostaję wezwanie do prokuratora za jazdę po pijanemu, mam wstawić się na godzinę 9 w określonym pokoju. Kiedy jestem przed budynkiem panuje tam duże zamieszanie. Otwierają się drzwi wypada ojciec wyrywa mi wezwanie krzycząc, że jestem głupkiem i mam się nie odzywać on to załatwi. Kiedy ojciec znika myślę, że on dopiero narobi mi kłopotów i teraz będę miał przechlapane. Zastanawiając się, co teraz zrobić idę dalej i trafiam do ogólniaka. Spotykam koleżanki i kolegów. Pytają co słychać, a mi jest głupio, że mam spotkanie z prokuratorem, dyskretnie rozglądam się za pokojem w którym może urzędować prokurator. Koleżanki mówią, że mamy lekcję niżej więc udaję, że się pomyliłem. W swoich wędrówkach po szkole trafiam do auli, czuje się tu obco. Widzę stoliki z krzesłami na których leżą poskładane ubrania. Siadam na krześle na którym nic nie leży. W auli jest ruchoma scena na której występuje jakaś dziewczyna. Śpiewa niezwykła piosenkę o niesamowitej linii melodycznej. Jest to bardzo piękna piosenka i nie przypomina niczego co do tej pory słyszałem. Myślę ze smutkiem, ze zostałem strasznie w tyle i nie znam nowych trendów w muzyce, a to co słyszę to musi być jakiś nowy przebój. Wychodzę z auli i zastanawiam się nad linią obrony jaka powinienem przyjąć. Czy powinienem się przyznać, że jechałem pod wpływem alkoholu czy nie. W pierwszym momencie myślę, że powinienem się przyznać, uświadamiam jednak sobie, że prawo jest bezduszne i nieludzkie nie mogę liczyć na wyrozumiałość. Ponieważ nie zatrzymano mnie tylko widziano jak jadę zygzakiem mogę zaprzeczyć mówiąc, że było ślisko, nie miałem zimowych opon i bardzo rzadko prowadzę samochód dlatego tak to wyglądało. Chciałem się zatrzymać ale nie mogłem. Historyjka dobra, tylko czy siostra mnie nie sypnie – siostra to jedyny słaby punkt tej historii. Tak rozmyślając zmierzałem do wyjścia ze szkoły, lecz kiedy byłem już przy wyjściu z szatni spotkałem kilka koleżanek, które chciały się urwać z lekcji. Ostrzegły mnie, że dla mnie urywanie się z tej lekcji nie jest najlepszym pomysłem i lepiej, żebym jak najszybciej wracał na lekcję.
Kolejny sen również dział się w ogólniaku, do którego wróciłem po nieudanej próbie samobójczej. W zasadzie nie zależało mi na niczym, ale ktoś zdecydował, że powrót do szkoły i rówieśników dobrze mi zrobi i oni zapewnią mi wsparcie. Znalazłem się na pierwszej lekcji angielskiego. Wiedziałem, że nauczycielka mnie nienawidzi, ale nie ruszało mnie to. Oczywiście zapytała mnie pierwszego o różnicę miedzy jakimś nietypowym słowem a innymi podobnymi częściami zdania w języku angielskim. Tak się złożyło, że znalem tą różnicę, jednak miałem wątpliwości, czy potrafię ją fachowo wytłumaczyć – wiedziałem jednak, że wszelkie niejasności czy brak precyzji w moich wyjaśnieniach skończą się pała. Wisiało mi to więc zacząłem mówić, że we wszystkich czasach słowa określają to co już przeminęło, to słowo oznacza wieczne trwanie poza czasem i dlatego jest jedyne w swoim rodzaju, specyficzne i trudne do zrozumienia. Kiedy usiadłem, z pewnym rozbawieniem zauważyłem, że kolega starając się abym tego nie dostrzegł coś szepnął nauczycielce, jak się domyśliłem poinformował ja o mojej próbie samobójczej i potrzebie wsparcia. Po lekcjach poszliśmy do klubu, który mieścił się w piwnicach szkoły, patrzyłem jak ktoś gra w bilard ciesząc się swoja grą. Ja patrzyłem na to z dużym dystansem jak na wszystko. Próba samobójcza i brak przywiązania do życia zmieniła moją perspektywę patrzenia na wszystko. Koleżanka dostrzegając, że obserwuję gracza źle odczytała moje spojrzenie biorąc je za podziw dla kunsztu gracza i wyraziła swój podziw dla jego gry. Odpowiedziałem, że jemu tylko wydaje się, że gra dobrze w rzeczywistości gra słabo. Moja odpowiedź uraziła ją i zaatakowała, że łatwo krytykować, ciekawe czy ja bym mu dorównał. Nie wiedziała, że byłem najlepszy w kadrze olimpijskiej w tej grze, miałem jej o tym powiedzieć jednak patrząc na wszystko z dystansem pomyślałem: jakie to ma znaczenie i co z tego przyjdzie, że jej zaimponuje lub załamię tamtego gracza, który teraz cieszy się swoją grą wierząc w swój kunszt. Będzie to nieprawdziwe, sztuczne i nikomu nie przyniesie nic dobrego. Zacząłem sobie przypominać moja przeszłość związaną z kadrą i sen przeniósł się w inną scenerię. Było nas trzech jeden był mistrzem golfa, ja i jeszcze jedna osoba. Byliśmy przyjaciółmi i każdy z nas był mistrzem jakiegoś sportu nie znajdywaliśmy jednak w tym szczęścia wręcz przeciwnie, byliśmy narzędziami zaspokajania ambicji naszych trenerów, rodziców i innych specjalistów. Oni nie tylko nie pozwalali nam się cieszyć tym co robimy, ale nawet tak naprawdę nie rozumieli tego, widzieli tylko swoje koncepcje, swoje ambicje, swoje iluzje. Z tego powodu rozważaliśmy zerwanie ze sportem, ale brakowało nam odwagi. Utraciliśmy radość z tego co robimy i zostaliśmy oddzieleni od normalnego życia. Chcieliśmy z tym zerwać, ale obawialiśmy się, że nie mamy już dokąd wrócić. Nikt nie dostrzegał nas tylko wspaniałych mistrzów, których się podziwia z którymi wiąże się nadzieje. Zrozumiałem, że wszystko jest iluzją opartą o takie wyobrażenia i towarzyszące im emocje. Nic nie ma wartości bo wszystko jest nieprawdziwe, nikt nikogo nie dostrzega takim jak jest ponieważ przesłaniają mu to wyobrażenia nacechowane emocjami, każdy widzi wszystko poprzez filtr swoich przywiązań, pragnień nadziei i obaw. Stwarzamy iluzje dotyczące innych i wymagamy aby oni do nich się stosowali, stwarzamy iluzje dotyczące siebie i próbujemy je narzucić innym wkładamy w to wiele energii, utrwalamy je i nie potrafimy zza ich zasłony dostrzec siebie ani innych, żyjemy w fałszywym świecie iluzji, mniej realnym niż sen w którym często wychodzimy poza swoje ograniczenia. Kiedy w wyniku tych wspomnień uświadomiłem to sobie, zrozumiałem dlaczego nie miały znaczenia uprzedzenia nauczycielki z angielskiego ani ocena jaką mi postawiła. Dlaczego bez sensu było imponowanie koleżance poprzez demonstracje mojego kunsztu gry, byłoby to tylko stwarzanie nowych iluzji i przywiązywanie się do nich, oddzielanie się od prawdy poprzez iluzje stwarzane w sobie i innych. Kiedy zobaczyłem to jasno poczułem jak wszystko wewnątrz rozluźnia się, jak znikają napięcia związane z podtrzymywaniem tych iluzji, jak staję się wolny. Sen zaczął się rozpuszczać ponieważ przestałem podtrzymywać napięcia, które go tworzyły. Wszystko rozpuściło się w przyjemną czerń i uwolniłem się od snu. Rozluźniałem się coraz głębiej i stawało się to coraz bardziej przyjemne czułem narastające poczucie wolności. Poczułem pełne rozluźnienie ciała i umysłu, było to wspaniałe i niezwykle przyjemne doznanie. Zobaczyłem linię jak na wykresie relaksacji, która opadała coraz niżej i niżej. Poniżej progu, który kiedykolwiek osiągnąłem w swoich próbach. Zrozumiałem, że jawa i sen w zasadzie nie różnią się między sobą to stany napięcia, uwarunkowania emocjonalnego i tak naprawdę jawa nie jest pod tym względem bardziej realna od snu, a sen mniej realny od jawy w istocie są tym samym ekranem na który rzutujemy swoje wyobrażenia uważając je za rzeczywistość.
Kiedy zaczynamy zapoznawać się ze słowiańszczyzną, sposobem życia naszych przodków ich zwyczajami i wierzeniami wyłania się z tego obraz podobny do tego jaki znamy z opisów Elfich królestw w literaturze Fantazy.
Słowianie tak samo jak i Elfy żyli w harmonii z naturą, kochali lasy, czcili przyrodę i kochali piękno. Podobna była również ich struktura społeczna, była to struktura rodowa.
Żywiły ich lasy, które uwielbiali, chociaż rolnictwo i hodowla były co najmniej równie ważne jak łowiectwo. Uprawa roli nie przypominała jednak tej jaka znamy z innych kultur czyli rolnictwa wielkoobszarowego tylko raczej to co dziś nazwalibyśmy rolnictwem ekologicznym, pozostającym w harmonii z naturą, nie niszczącym środowiska. Głównie była to uprawa owoców i warzyw. Podobnie hodowla opierała się na niewielkich rozproszonych pośród lasów stad, nie powodując zniszczeń i zaburzeń środowiska typowych dla innych systemów agrarnych opartych na gospodarstwach wielkotowarowych.
Podobnie do Elfów Słowianie czcili życie, kochali pokój i słynęli ze swych przymiotów ducha jednak jeśli ktoś próbował wtargnąć do ich ukochanych lasów wówczas byli równie groźni jak Elfy, sam las walczył po ich stronie.
"Niczego tak doskonale nie umieją, jak celnie strzelać i w każdy zamierzony przedmiot celnie ugodzić" - pisze o Słowianach Kamenjata w Xw.
Konstanty Porifirogenita (X w.) pisze o Słowianach południowych, że ich łodzie dla napastowania kogoś nigdy nie wypływają, chyba że ich ktoś sam zaczepił. Z opisu zaś cesarza Mauricjusa z VIIw wynika iż wojna ze Słowianami jest nader trudna ponieważ doskonale potrafią się ukrywać w przypadku ataku, tak iż nie sposób ich odkryć oraz atakować używając różnych forteli dlatego walka z nimi jest nader trudna. "Ich młodzieńcy są bardzo zręczni i zwinni, przeto przy zdarzającej się sposobności wypadają z znienacka na żołnierzy, tak iż wyprawione przeciw nim wojska nigdy wiele im nie zaszkodzą."
"Wszystko lasami pokryte, przeto kto tylko wyprawę do ich kraju podejmie, musi się u samego wstępu zatrzymać".
Na typową dla elfów dobroć i szlachetność przewyższającą inne ludy zwracali uwagę wszyscy opisujący słowiańszczyznę. Helmod poświadcza "Posiadają oni wiele cnót przyrodzonych. Są bowiem nadmiernie gościnni, a rodzicom swoim nadzwyczajna cześć wyrządzają. Nie ma też ani jednego ubogiego ani żebraka między nimi. Skoro bowiem którego choroba osłabi, lub starość sił pozbawi, oddają go pod opiekę spadkobiercy, a ten z największą ludzkością o niego ma staranie (...) nie masz w świecie gościnniejszego narodu od Słowian."
Z kolei Adam z Bremy w XIw pisze: "Co do obyczajów i gościnności nie znalazłbyś narodu, któryby zacniejszym był i dobrotliwszym."
Lew Mądry oprócz innych cnot słowiańskich wymienia wierność i wstydliwość niewiast słowiańskich w której celują oraz niezwykle ludzki stosunek do jeńców, którym po odsłużonym okresie Słowianie pozwalają zostać wśród siebie jako równym lub wracać do swoich jeśli taka ich wola.
Prokop pisze "Prosty ich umysł nie zna złości ni fałszu".
Z tych i innych relacji dotyczących Słowian wyłania się obraz ludu z natury dobrego pod każdym względem w dobroci górującym nad innymi ludami dokładnie tak jak przedstawia się w literaturze fantazy Elfów.
Zresztą jak już wspomnieliśmy nie tylko przymioty ducha elfów zadziwiająco pasują do Słowian, podobnie jest z przymiotami ciała. Elfy słyną ze swej siły i wytrzymałości a także są wysocy. Podobnie Słowianie o czym zaświadcza Prokop w VIw pisząc o Słowianach: "Każdy bowiem jest słusznego wzrostu i bardzo silny". Potwierdza to cesarz Maurycjus w VIIw: "Znoszą cierpliwie mróz i gorąco, obnażenie ciała i niedostatek żywności" Witukind w Xw pisze: "Jest to lud twardy i pracowity (...) a co dla naszych zbytnim się zda ciężarem, Słowianie za igraszkę sobie to mają"
Słowianie znani również byli z umiłowania wolności i nieprzywiązania do rzeczy materialnych podobnie jak elfy o czym pisali wszyscy kronikarze - Cesarz Lew Mądry z IXw zaświadcza: "Wola swobodny i niezbyt zatrudniony żywot prowadzić, niż wielkimi zachody o dobre jadło niż bogactwa się starać".
Z drugiej strony podobnie jak i o Elfich królestwach wszyscy kronikarze zwracają uwagę na dostatek i bogactwo Słowian, wspominają o pięknie ich świątyń, niezwykle finezyjnej sztuce niespotykanej gdzie indziej oraz o jednomyślnie podejmowanych decyzjach na radach odbywanych w świętych miejscach na które zapraszano wszystkich. Posłużmy się tu opisem Żywociarza św Ottona z XIIw.
"Były zaś w Szczecinie cztery kontyny, z pomiędzy których jedna najgłówniejsza, była z przedziwną sztuką i nadzwyczajnym wymysłem zbudowana, mając wewnątrz i zewnątrz rzeźby i sterczące ze ścian obrazy ludzi, ptactwa i zwierząt, tak dokładnie podług natury oddane, iż zdawały się żyć i oddychać; a co najosobliwsza, iż barwy tych obrazów od żadnej deszczów lub śniegów niepogody nie pełzły, ani czerniały."
Helemod z kolei mówi o innej świątyni: "Tam pomiędzy starożytnymi drzewami ujrzeliśmy święte dęby, przeznaczone ku czci Boga tej ziemi Prowe (prawo, prawy) otoczone wokół podsieniem i ogrodzone wytkniętym parkanem, w którym były dwie bramy. (...) Wstęp do środka dozwolony był tylko kapłanom, co ofiary składali lub w niebezpieczeństwa życia byli. Takim bowiem nie odmawiano nigdy schronienia, jako że Słowianie tak wielkie dla swoich świątyń uszanowanie mają, iż wnętrza świątyni niczyją, nawet nieprzyjacielska krwią pokalać nie chcą."
Ditmar "U Słowian ile krain tyle jest świątyń (...) W krainie Redarów jest miasto Riedegast, trójkątne i trzy bramy mające, a dookoła wielkim borem, który mieszkańcy za nietykalny i święty mają, otoczone. Dwie bramy tego miasta są dla wszystkich otwarte, trzecia ku wschodowi położona, najmniejsza tylko ścieżkę i tuz przyległe może okazuje. W tej stronie nie masz nic prócz świątyni misternie z drzewa zbudowanej i spoczywającej na podstawie z różnych rogów zwierzęcych. Ściany jej przyozdobione są zewnątrz dziwnie wyrzezanymi obrazami bogów i bogiń; wewnątrz zaś stoją wyciosani Bogowie, każdy z napisem swego imienia(...)." Jak podają źródła były to runiczne napisy.
Podobnie jak Elfy Słowianie byli ukochanymi dziećmi Bogów, którzy obdarzali ich błogosławieństwami i szczęściem a ci odwdzięczali się im miłością oddaniem i adoracją co rusz urządzając uroczystości i zabawy ku czci Bogów, wyrażając swą wdzięczność radosnym ucztowaniem śpiewem i tańcem. Nic więc dziwnego, że wiele ludów przejmowało ich kulturę i asymilowali się z tymi ukochanymi dziećmi bogów. Tak miedzy innymi stało się z Celtami zamieszkującymi nasze tereny i innymi ludami na przestrzeni wieków.
Jednak wszystko ulega zmianie wraz z upływem czasu zmienia się świat zmienia się otoczenie. Po upadku cesarstwa Rzymskiego na zachodnim krańcu słowiańszczyzny pojawił się groźny przeciwnik, który zaczął jednoczyć hordy sił ciemności pod znakiem krzyża. Pod wpływem nacisku ciemności słowiańszczyzna zaczęła się zmieniać, przeobrażać aby sprostać zagrożeniu. Wyłoniły się organizmy państwowe i struktury niezbędne aby przetrwać okres wojen. Słowianie utracili znaczne części swoich terytoriów i pod wpływem nacisków zostali zmuszeni do odwrócenia się od swoich Bogów, ciemność sięgnęła tam gdzie do tej pory był bastion światła i zaczęła rosnąć zatruwając serca i dusze tak iż dziś niewiele już pozostało z dawnej świetności. Zapomniano o dawnych Bogach, wrodzona prawość i cnoty przyrodzone, które budziły podziw w dawnych wiekach zaczęły zanikać wypierane przez ciemność płynącą z zachodu, która rodziła chciwość, nieufność zatruwała serca obcymi dzieciom Bogów pragnieniami i przywarami. Ukochane dzieci Bogów zapomniały o swoich opiekunach, bezskutecznie poszukując opieki u obcego martwego boga, który przybył wraz z hordami ciemności niesiony przez fałszywych kapłanów w czarnych szatach o czarnych sercach pełnych kłamstw i hipokryzji sycących się krwią niezliczonych ofiar, zasiewających ziarna kłamstw, strachu i mroku w serca dzieci światła. Mrok zwyciężył i ciągle rośnie w siłę pożerając światło, osłabiając je kłamstwem i próbując doszczętnie zdławić.
Dziś już nikt nie pamięta o Elfim królestwie Słowian pełnym światła w którym cnoty były równie naturalne jak oddychanie, które słynęło z dostatku, w którym nie było ubogich. Królestwie w którym Bogowie byli blisko swoich ukochanych dzieci i hojnie szafowali błogosławieństwami, w którym święte lasy rozbrzmiewały radosnym śpiewem dziękczynnym.
Dziś piękne córy Elfich potomków marzą o wyjeździe do krain orków i goblinów gdzie pracują sprzątając ich nory lub robiąc gorsze rzeczy. Elfi potomkowie próbują upodobnić się do orków, przejąć ich zwyczaje, marzą o tym by stać się tacy jak tamci.
Elfie krainy przetrwały tylko na kartach powieści fantazy i tylko naiwne dzieci wierzą, że światło pokonuje mrok, dobro zwycięża zło a elfy o czystych sercach stoją na straży światła. Królestwo elfów - Słowian zginęło w mrokach przeszłości i ludzkiej niepamięci. Dziś po wielu wiekach ja miłośnik fantazy w którego żyłach płynie ta sama krew, która płynęła w żyłach naszych wspaniałych przodków oddaję im hołd wierząc iż nawet w tych ciemnych czasach powinno się pamiętać o tym co było dobre i czerpać z tego siłę zwłaszcza jeśli się jest potomkiem elfów.
(Co prawda nie słyszałem o zapisach, które by mówiły o tym, że Słowianie mieli szpiczaste uszy i cieszyli się niezwykłą długowiecznością, ale nawet mimo to, podobieństwo Słowian do Elfów z ksiąg fantazy jest tak wielkie, że aż kreci się w oku łezka;-)))
Kiedy więc czytamy powieść fantazy zachwycając się wspaniałymi opisami elfich królestw, duchowym pięknem i czystością elfów, kiedy budzi się w nas tęsknota za tymi fantastycznymi krainami zamieszkałymi przez niezwykły lud pomyślmy o tym, że jeszcze niecały tysiąc lat temu bardzo podobna kraina istniała na naszych ziemiach, a nasi przodkowie byli niezwykle podobni elfom opisywanym na kartach tych powieści. Być może wzbudzi to w was żal, za tym co utraciliśmy a być może myśląc o tym, że jesteśmy potomkami tak wspaniałej i niezwykłej rasy wzbudzimy w sobie pragnienie aby stać się lepszymi, bardziej podobnymi do naszych przodków. Być może pamięć o naszych przodkach sprawi, że dawni Bogowie obdarzą nas błogosławieństwem, napełnią nasze serca światłem sprawiając, że Elfia - Słowiańska część naszej duszy ponownie wróci do życia uświadamiając nam kim jesteśmy i pozwoli nam zawsze odróżniać światło od ciemności, chroniąc nas przed uleganiem mrokowi i otwierając na światło. Czego wam i sobie życzę.