Pośród pól stał dom, wokół niego panował wieczny mrok, kiedy stanąłem u progu zobaczyłem, że toczy się tam wieczna walka. Najpierw zobaczyłem białe myszy. Były to wyjątkowo agresywne białe myszy i było ich wiele. Pojawiały się nie wiadomo skąd i atakowały – gryzły chciały się wedrzeć do wnętrza ciała i wcale się nie bały. Walczyliśmy z nimi wraz z mieszkańcami starając się ich pozbyć. Walka była długa i zacięta, ale w końcu się udało. Mieliśmy chwilę odpoczynku a potem nadciągnęły z łąk króliki. Były to wyjątkowo duże króliki wielkości średniego psa w ich oczach czaiła się inteligencja. Wiedziałem, że w mroku czają się kolejne bestie. Tym razem walka nie trwała długo i wyglądało na to, że będziemy mieli chwilę spokoju co wszystkim wydało się bardzo podejrzane. Weszliśmy do domu było w nim ciemno i pusto. Jeden z moich towarzyszy powiedział, że wyczuwa tu coś strasznego i musimy uważać.
Od kilku dni śnią mi się mandale. W pierwszym z tych snów pojawiły się trzy wirujące zielone kregi przy pomocy których oczyszczałem wszechświat. W miarę postępu procesu mój umysł stawał się coraz jasniejszy, a wszystko coraz bardziej wyraziste i czyste. Kiedy świat osiagna klarowność zrozumiałem, że świat jest moim umysłem. W kolejnym śnie mandala była kamiennym kręgiem z wyraźnie wyodrebnionymi ćwiartami. Skupiałem się na podziałach kregu osiagając jasność myślenia i przybliżając się do zrozumienia czegos waznego o życiu. Stopniowo pojęcia uległy rozdzieleniu i zniknęło pomieszanie zastapione przez wyraźne zrozumienie. W następnym snie kontemplowałem mandalę, a dziś pracowałem nad jej ostatecznymi detalami znowu znajdując klarownośc i radość.