Stoję przed kioskiem w którym chcę kupić jakiś drobiazg. Podobają mi się krótkie ołówki z cyrklem i gumkami jednak który nie wezmę do ręki okazuje się uszkodzony – to wypada gumka to rysik. Sprawdzam wszystkie – dobry jest tylko długi ołówek ale takiego nie chcę przeglądam więc inne drobiazgi są to malutkie figurki. Są ze mną jakieś dzieci. Ktoś inny podchodzi do kiosku i tez chce coś kupić. Sprzedawczyni mówi, że ma do sprzedania twarz. Patrzę na tą twarz i rozpoznaje twarz boga Puela, tylko ja wiem co to za twarz ponieważ sam jestem bogiem. Bawi mnie myśl co Puel by na to powiedział gdyby się dowiedział o tym i jak zdziwił by się ktoś gdyby kupił tę twarz. Zastanawiam się czy nie wrócić do wymiaru bogów, jednak tu się świetnie bawię, rzucam więc tam tylko okiem i zostaję w tym świecie. Przybranie twarzy boga oznacza zjednoczenie z nim, wezwanie go do tego wymiaru więc zastanawiam się czy nie kupić twarzy Puela i nie zabawić się jego mocą. Nie pamiętam dokładnie co jeszcze się tam działo wiem tylko, że odwiedziłem wymiar bogów i że ktoś wezwał Puela przybierając jego twarz tak iż zamanifestował się w tym wymiarze, nie jestem pewien czy to nie byłem ja. Puel zamanifestował się jako potężna postać w zbroi i rozegrały się jakieś bitwy bawiło mnie to iż nikt nie podejrzewał, że biorą w tym udział bogowie ponieważ nie potrafił ich rozpoznać jako, że nikt o nich nie pamiętał ani nie wiedział jak wyglądają dzięki czemu bogowie udając zwykłych ludzi świetnie się bawili. Później ta zabawa przeniosła się na planszę gry komputerowej „Apostołowie, święte ziemie” w która ostatnio grywam. W innym śnie, w którym również byłem bogiem zamanifestowałem się jako dziecko, to było bardzo zabawne ponieważ dzięki temu nikt mnie nie doceniał i mogłem robić co chciałem. Ponieważ nikt mnie też nie słuchał musiałem pistoletem kogoś sterroryzować aby zrobił to co trzeba dla realizacji boskiego planu, chodziło o to, że ktoś musiał odkryć zamek maga i zacząć się domyślać co on tam robi od średniowiecza. Oczywiście czarownik powoływał tam do życia wilkołaki, wampiry i inne kreatury. W końcu ktoś dostał się do zamku i wspinając się po choinkowym reliefie wyrzeźbionym w olbrzymiej drewnianej obrotowej tarczy zobaczył różne rzeczy, które dały mu do myślenia. W innym śnie siedziałem na drzewie na szczycie górki z jakimś gościem. Gość spytał się na co tu czekam a ja odpowiedziałem mu, że wypatruję przybycia przyjaciół. W końcu zobaczyłem sąsiadkę idąca pod górę z dużym plecakiem bardzo się ucieszyłem i pobiegłem ją przywitać. Było tam też coś o buteleczce z wodą kryształową, kiedy zorientowałem się, że to co trzymam w ręku to specjalny pojemnik na wodę kryształową zdziwiłem się, ale i bardzo się ucieszyłem tym, że go mam wiem jak wygląda i w razie czego wiem jak go zrobić. Ogólnie sny były przyjemne toczyły się w ładnych krajobrazach i cieszyły mnie.
Miałem dziś dziwny koszmarek :/ Nie wiem jak znalazłem się w tym miejscu snu, pamiętam tylko jak lecę nad schodami u mnie w domu. Jest ciemno. Nagle tracę wizję i sen polega tylko na tym, że przesuwam rękami po jakiejś gładkiej powierzchni i w pewnym momencie napotykam na czyjeś ręce : Nie wiem jak to opisać, ale tak jakbym nie widział, ale jednocześnie widział, tylko wmawiał sobie że nic nie widzę :P. Ocknąłem się na krześle na klatce schodowej [w realu go nie ma]. Ponoć spałem tutaj i właśnie się obudziłem ;P Dalej uznaję, że nie widzę nic, i po omacku wychodzę na górę i idę do sypialni moich starych. Mówię starej, że nic nie widzę [mimo że widzę :P] a ona patrzy na mnie złowieszczym wzrokiem i budzi starego, każąc mu mnie złapać. Stary wstaje i ma podobny tępy wzrok, wygląda jak opętany przez jakiegoś demona. Wstaje i goni mnie. Wybiegam na dwór i biegnę w stronę krzaków, bo wiem że gdy zniknę mu z pola widzenia, to nie będzie wiedział w którą stronę pobiegłem za tymi krzakami. Za krzakami wybieram jakby dwa kierunki jednocześnie - w lewo i w prawo [nie wiem jak to możliwe ;P]. Niestety okazuje sie, że mój stary robi to samo i łapie obu mnie. Jestem już poza snem i wrzeszczę oburzony: "Jak to? Tak nie można!! To oszustwo!" Otwieram oczy i widzę wyłączony telewizor. Obudziłem się w małym ciemnym pokoju w moim domu. Uznałem, że chyba tutaj poszedłem spać, ale nie mogę sobie tego przypomnieć. Wstaję i łażę po domu. Tutaj kawałka nie pamiętam, ale chyba znów ktoś mnie gonił ;P Otwieram oczy i znów jestem w domu. Siedzę na łóżku u starych i próbuję sobie przypomnieć, gdzie ja wogóle położyłem się spać?? Rozglądam się wokoło i wiem, że ten sen jest pułapką i muszę znaleźć jakieś wyjście. Jeśli przypomnę sobie gdzie zasnąłem i obudzę się w tamtym miejscu, to uwolnię się. Tylko gdzie ja poszedłem spać?? :/ Totalna mózgowa blokada.. Wtedy w mojej głowie pojawiło się słowo: "Przyjaciel". Zauważyłem że siedzę na kocie ;D i myślałem że chodzi właśnie o tego kota. Coś mi mówiło, że to przez niego tutaj siedzę i jeśli rzucę nim o ścianę :P, to uwolnię się ze snu. Rzuciłem więc, ale nie pomogło :P Kot zresztą poszedł sobie dalej całkiem nieuszkodzony ;D. Przyszło mi do głowy, że przecież najlepszym przyjacielem człowieka nie jest kot [oficjalnie ;P bo ja wolę koty], lecz pies. Już miałem schodzić na dół szukać psa, gdy zobaczyłem że u bracixa pali się światło. Ma on przezwisko "Pieees", więc zmieniłem plany i udałem się do niego :> Budzę bracixa, a ten wstaje i biegnie gdzieś [ucieka?]. Biegnę za nim. Na dole przy drzwiach wejściowych dostrzegam drzwi do mojego pokoju i wtedy przypominam sobie, że przecież położyłem się spać tak jak zwykle - u siebie w pokoju! ;DDD W tym samym momencie budzę się już u siebie [tym razem już naprawdę]. Cały jestem mokry [spociłem się], nie wiem dlaczego ale ten sen był strasznie męczący :/