• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

darmowa telekomunikacja

darmowa telekomunikacja

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006

Archiwum 01 maja 2006


< 1 2 >

tobson

Snil mi sie ktos... patrzacy w szybe, i rozmawiajacy ze swoim odbiciem...
zapytalem jej... "czemu to robisz?"... ona odpowiedziala: "nie wiesz? dopoki
ten 'maly' bedzie szalal to zawsze tak bedzie...".

W tym momencie odzyskalem swiadomosc, tak to sen... kim jest 'maly'?
Zaraz... moj Boze... nagle przypominaja sie mi dwa wczesniejsze koszmary,
przypomina mi sie 'on', widze kosciol, plonacy kosciol, a w nim plonie
chlopiec... jego cialo i dusze przejmuje szatan... Ogarnia mnie strach...
wiem ze to sen, ale sie boje, przypominam sobie 'go', jego sile, jego
nienawisc do mnie... Zjawia sie ktos, wysoki mezczyzna w plaszczu, twarz ma
kamienna, prostokatna, mowi do mnie "musimy z tym skonczyc raz na zawsze"...
ja mu mowie "nie!!! nie pamietasz co sie dzialo ostatnim razem??! nie
pamietasz? nie pamietasz...", i widze w wyobrazni znow kosciol, plonacy,
opetana dusze chlopca smiejaca sie i drwiaca z nas, sciany ruszaja sie do
okola, podloga wiruje, wszystko plonie... dym, i slysze spiewy, i jego
przerazliwy smiech... boje sie... ale on idzie, z nim jeszcze jakis garbaty
silny mezczyzna, ja ide za nimi, nie chce, ale cos mnie tam ciagnie...
dochodzimy do kosciola, on rozklada pod drzwiami jakby oltarz, podpala....
plomienie ogarniaja caly kosciol, z ziemi zaczyna wydobywac sie piana i
woda... slysze spiewy, choralne i wzniosle, on odprawia modlitwe........
boje sie, chce stad uciec, ale nie moge... chce otworzyc oczy ale nie moge,
boje sie 'go', tej ogromnej sily, nienawisci.... spogladam na mojego
kompana, i prosze go... chce isc, pozwol mi odejsc... on patrzy sie na mnie
jakby ze smutkiem, ale jego wzrok jest i tak pewny, pewny ze wroce, zeby mu
pomoc... sen (?) sie urywa, ja sie budze... jestem przerazony, tak bardzo
sie boje, nie wiem, nic nie wiem gdzie jestem... zanim doszedlem do siebie
przez 2 godziny przewracalem sie z boku na bok jakbym mial goraczke.... w
koncu jakos sie ocknalem. zaczynam analizowac caly sen, przypominam sobie
inne szczegoly z poprzedniego snu, tak, byl on w lutym, tez mialem
swiadomosc, i... w decydujacej chwili, gdy moglem dokonac 'tego' poczulem
wtedy ze nie mam sil, ze jestem za slaby, i pomyslalem (w lutym) ze teraz
jak sie zajalem tym obe, i ld, i zapisalem sie na liste, to do lipca sie
naucze wiele i stane sie silny i poradze sobie z 'nim'.... to mnie
przerazilo zupelnie. wrocilem, wrocilem na wlasne zyczenie.... tam... nie
boje sie teraz, jestem o wszystko spokojny, ale... ale czuje sie niepewnie,
nie potrafie tego zrozumiec... co to bylo? co? to byl swiadomy koszmar, cos
przerazajacego... ale czemu? co to moglo byc?

---

Jako Karol Darwin zbieralem na jakiejs wysepce (Galapagos?) skamienialosci,
za pomoca dluta i mlotka rozsadzalem wapienne skaly, i co lepsze egzemplarze
wkladalem do torebki. Nie pamietam co sie dzialo dalej, ale zostalem
zaproszony na wyklad do Londynu, przed sama brytyjska krolowa.
W pomieszczeniu do ktorego wszedlem panowal polmrok, do okola byly XIX
wieczne meble, nawet stroj krolowej i jej rodziny nawiazywal swym wygladem
do tamtego wlasnie okresu. Wydaje mi sie ze uslyszalem od kogos ze "krolowa
z okazji swych 60 urodzin chce posluchac o twoich domniemanych odkryciach",
choc nie jestem tego dokladnie pewien. Wsrod czlonkow rodziny krolewskiej
rozpoznalem jeszcze ksiecia Karola, ksiezna Anne [?] oraz kogos kogo
nazwalem "krolem Flipem".
Przeszedlem waskim i niskim korytarzem do drugiej sali, gdzie juz czekali na
mnie owczesni naukowcy, oraz klebili sie dziennikarze z londynskich
brukowcow. Gdy podszedlem do wyznaczonego mi miejsca, rozgladnalem sie po
sali (ktora przypominala mi dziesiejszy teatr) i zaczalem wykladac swoje
okazy z torebki na stol. O dziwo, po wysypaniu calej zawartosci na blat
stolu (pokrytego przepieknym i przeslicznym rubinowym plotnem) okazalo sie,
ze zapomnialem wziac ze soba tych skamienialosci. W tym momencie najpierw
sie strasznie przerazilem, ale po chwili nagle odzyskalem swiadomosc ze to
sen, i ze nie mam sie czego bac. Postanowilem ze zaczne improwizowac, i
zmyslac zgromadzonej przede mna publicznosci. Pomyslalem jeszcze ze
przydalby sie chocby jeden, jakikolwiek wapienny kamien, i gdy spojrzalem
ponownie na stol, okazalo sie ze juz go mam w dloni.
Wyszedlem na srodek sali, tak aby kazdy z przybylych zaproszonych gosci mogl
bez problemu uslyszec moje slowa. Zaczalem od zmyslania typu "Zastanawiacie
sie zapewne co przywoze z tak daleka - otoz przywoze wiele, a najwiekszy ten
skarb to nowe odkrycia i wiedza..." dalej moja postac zaczela juz mowic
sama, moje mysli co mowic nie mialy zupelnie wplywu na to, co mowilem. Musze
przyznac nawet ze fajnie mi szlo to zmyslanie :) Szkoda ze na co dzien tak
dobrze nie potrafie.
Po skonczeniu wykladu, gdzie wszyscy bili mi brawa na stojaco, podeszla do
mnie ksiezniczka Anna i zaproponowala taniec. Zgodzilem sie. Zaczelismy
tanczyc przy dosc nowoczesnej jak na XIX wiek muzyce (technohouse :)). Potem
dolaczylo do nas wiele innych osob, a najbardziej rozsmieszyly mnie
wybaluszone galy krolowej, ktora ogladajac taki taniec i slyszac taka muzyke
wydawala sie byc smiertelnie obrazona. Nastepnie wdalem sie w ostra dyskusje
z krolem Filipem i ksieciem Karolem, no i najprawdopodobniej sie temu
ostatniemu czyms narazilem, bo zaczal mi grozic smiercia. Postanowilem
opuscic jak najszybciej to pomieszczenie (swiadomosc tego ze snie utracilem
chyba wtedy gdy zaczela grac muzyka), ale w tym momecie zobaczylem ze
ksiezniczka Anna mowi brytyjskiej krolowej ze podczas tancu wyciagnela mi
to: a byl to futeral taki jak na wiertla do wiertarki, tyle ze byly tam
idealnie powycinane kawalki ostrego szkla (ktore pewnie sama podrzucila),
sluzace do skytobojczego zabijania. Wtedy lekko sie zdenerwowalem ze mnie
wrabiaja, i chyba tylko dzieki temu znow odzyskalem swiadomosc. Nie mialem
nadal kontroli nad swoja postacia (czulem tylko ze znajduje sie w poblizu
wyjscia), a ogladalem natomiast z bliska rozmowe ksieznej Anny z krolowa.
Zaczalem dziwic sie, skad w moim snie tak przebiegla intryga, i nawet
zadalem sobie w tym momencie pytanie "czego to moja podswiadomosc nie
potrafi". Spojrzalem jeszcze raz na futeralik, i zobaczylem ze zrobiony byl
z przezroczystego plastiku, zmienilem wiec ten korol na bardziej gustowny,
mianowicie na rudo-brazawa czerwien, tak ze wygladal jakby byl zrobiony ze
skory.
Krolowa brytyjska zaczela mowic cos w stylu: "wiedzialam ze cos jest nie
tak, ale jezeli chcial zabic to sam zginie, wyslemy naszych ludzi w nocy do
niego". Ja wtedy sie dosc przestraszylem (co z tego ze swiadomy sen, skoro
nie mialem nad soba prawie zadnej kontroli), nie chcialem przeciez ogladac
po raz kolejny wlasnej smierci. Probowalem wiec przeniesc sie myslami w to
miejsce gdzie wtedy stalem (nadal nie widzialem siebie), tyle ze co bylo
dalej to juz nie pamietam, ale pewnie udalo sie mi uciec przed agencikami
krolowej :))

Co bylo w tym LD tak niesamowite?
Przede wszystkim niezwykle ciekawe otoczenie i fabula, zupelnie jakby zywcem
wyjete z przygodowego filmu (hehe, ogladalem przed zasnieciem Indiane Jonesa
:D), no i tak dlugie utrzymywanie sie swiadomosci (dotychczasowe LD konczyly
sie po ok. 10 sekundach), oraz tak zadziwiajace rozwiniecie snu (chodzi mi o
wrobienie mnie w zamach na zycie krolowej, oraz samo zbieranie skalek:).
Wiem, ze to byc moze malo jest dla kogos interesujace, ale dla mnie bylo to
cos fantastycznego, zreszta niecodziennie zapisuje swoje sny, a co dopiero
LD.
01 maja 2006   Dodaj komentarz

kobieta medrzec

Przed zasnieciem zachcialo mi sie chwilke pomedytowac. Nie mialem jednak ochoty
schodzic z lozka, postanowilem zatem wyobrazic sobie, ze siedze w mojej ulubionej
pozycji i medytuje. Lezalem tak przez chwilke, coraz to bardziej wczuwajac sie w
ten stan, gdy po chwili poczulem sie totalnie zrelaksowany. Czulem ze nie potrzebuje
nic, zadnej religii ktora miala by mnie prowadzic przez zycie za raczke, pokazujac co
"dobre", a co "zle", ze nie potrzebuje zadnego czlowieka - "nauczyciela", ktorego
mialbym sluchac sie we wszystkim i podazac jego drogami... czulem ze nie potrzebuje
nic, zadnej drogi, ze ja sam jestem droga i jestem nia sam dla siebie i samym soba
dla siebie samego. Czulem sie cudownie, i totalnie wewnatrz zjednoczony.

Nagle zasnalem. Stracilem swiadomosc. Znalazlem sie w jakims miejscu, jakby w swiatyni.
Na jej srodku byl jakis posag, kolumna, znajdujaca sie na czyms w rodzaju oltarzu, do
ktorego prowadzily dwa male stopnie. Siedzialem na posadzce, nadal medytujac. Przede
mna w identycznej co ja pozycji, siedziala kobieta - nauczycielka. Bilo od niej nieopisane
doswiadczenie, doslownie wiecznosc i madrosc tak wielka, ze chyba nigdy nie dane mi bedzie
jej zaznac, choc wiem ze na pewno nie byla ona szczytem mozliwej madrosci. Kobieta miala
na oko 30 lat, miala sredniej dlugosci czarne wlosy, opadajace jej na ramiona. Ubrana byla
w cos przypominajacego rzymska toge, ale jej ubior mial ponadto kaptur, i caly byl bezowego
koloru. Kobieta kaptur miala zarzucony na glowe, spoczywal jednak on bardzo luzno,
odslaniajac w zasadzie cale jej czolo. Byla piekna. Miala przesliczne wlosy i twarz, a jej
oczy mienily sie wszystkimi mozliwymi kolorami naraz.

Do okola mnie znajdowalo sie mnostwo medytujacych. Przy kazdym z nich siedziala ta kobieta.
Mozna powiedziec, ze rozdzielila sie naraz na miliony odlamkow, i kazdy ten jej odlamek byl
nauczycielem dla kazdego z medytujacych. Kazdemu z nas dawala madrosci. Madrosci takie,
jakie byly nam w danej chwili potrzebne, by sie rozwinac. Swiatynia w ktorej bylismy, miala
okolo 20 metrow szerokosci, bylo w niej jasno, choc nie posiadala zadnych okien. Byla jednak
nieskonczenie dluga, medytujacych moglo byc tysiace, miliony... W dodatku mialem uczucie, ze
tak naprawde kazdy z nas choc znajduje sie roznych miejscach swiatyni, w rzeczywistosci
znajduje sie jednoczesnie na jej srodku, zaraz przy posagu, przy medytujacej kobiecie.

Kobieta powiedziala, ze jest lacznikiem miedzy "czyms" [niestety nie pamietam juz niektorych
jej slow] a nizszymi duchami, i dostala ona od tego "czegos" cala wiedze i wskazowki, jakie
sa potrzebne nizszym poziomom. Gdy mowila, nie poruszala ustami. Jej mysli ladowaly od razu
w mojej glowie, zamieniajac sie w cudowny glos. Powiedziala, ze za chwile nauczy mnie alfabetu
"...", ktory to jest znakiem dla nizej bedacych, i pozwala on im laczyc sie z soba wewnatrz.

Kobieta rozkazala mi zamknac oczy. Powiedziala, ze ten alfabet jest stworzony dla slepcow,
i tylko jako slepiec moge go odczytac i potem uzywac. Oczy wiec poslusznie zamknalem. Po chwili
kobieta i wszystko do okola, nagle wylonilo sie z czerni. Bylo jednak juz inne, znacznie mniej
plastyczne i wyraziste. Kobieta rzekla do mnie ze oto pierwsza litera, a nastepnie poruszajac juz
ustami powiedziala: (klucz do) Niebieska poswiata. W tym momencie wyciagnela swa prawa reke, i
pokazala mi znak: wyprostowala palce wskazujacy i srodkowy, a kciuk polaczyla z dwoma pozostalymi,
tworzac z nich male kolko. Kobieta zrobila to w ten sposob, ze pokazujac mi ten znak, palec
wskazujacy byl pierwszy, dopiero za nim znajdowaly sie pozostale palce dloni. By to zrobic musiala
wykrecic swa reke, wszystko jednak zrobila tak niesamowicie plynnie, ze sam raczej tego teraz zrobic
tak nie potrafie:) Gdy pokazywala mi ten znak przez chwilke, nagle odzyskalem swiadomosc.
Uswiadomilem sobie ze to jeden wielki hipnagog, i... poruszylem galka oczna. Wszystko zniklo, a ja
w wielkim szoku zapisalem to co pamietalem na komorce :)

Wszystko trwalo na oko moze 2-3 sekudny, bylo niesamowicie glebokie i wyraziste. Co wiecej raczej
nie mogl byc to zwykly hipnagog, byl to raczej krotki sen. Zastanawia mnie symbol ktory mi pokazala,
w momencie gdy go pokazywala przylozyla go do swojej piersi, w okolice czakramu splotu slonecznego.
No i jeszcze znaczenie jej slow... czemu musialem zamknac oczy? W momencie gdy je zamknalem, widzialem
juz tylko kobiete i kawalek oltarza przed soba. Wszystko do okola zniklo, przedtem jakims dziwnym
trafem wiedzialem doskonale co gdzie sie znajduje i jak wyglada cala swiatynia.
01 maja 2006   Dodaj komentarz
< 1 2 >
Swistak666 | Blogi