Jestem w starej Japońskiej akademii sztuk wojennych. Idę korytarzem z moim mistrzem i jego przyjacielem rosłym Japończykiem. Mój mistrz niesie ośmiokątną bogato zdobioną białą tarczę. Mówi, że to jedna ze starych inskrypcji pochodząca z biblioteki akademii dotycząca sztuki cichego zabijania. Leżała w bibliotece od zamierzchłych czasów i nikt nie znał jej wartości. Dopiero on ze swoim przyjacielem odkrył, że w środku ukryte są różne wspaniałe akcesoria związane z tą sztuką oraz bezcenne informacje. Teraz oddają ją do biblioteki z mniej istotnymi tekstami zaś najcenniejsze rzeczy zachowują w tajemnicy aby je studiować. Po oddaniu tarczy do biblioteki w której urzędowała oschła zasadnicza bibliotekarka wracamy do sali. Siedzimy z mistrzem w sali, przez otwarte drzwi widzę przechodzącego przyjaciela mistrza. Mistrz ostrzega mnie przed nim mówiąc, że to urodzony zabójca i może chcieć mnie zabić więc musze być teraz bardzo czujny. Siadam na wprost drzwi, kładąc miecz w zasięgu ręki. Mistrz mówi, że musi teraz opuścić akademię. Otwieram piękne pudełko wewnątrz którego zamiast miecza jest rozłożony flet, składam go i wygrywam smutne dźwięki mistrz patrzy ze współczuciem i odchodzi. Oglądam pozostałe flety i zostaję sam. Po jakimś czasie pojawiają się inni studenci, trzymają się ode mnie z daleka, jestem więc czujny. Ktoś wrzuca do sali metalowy guzik, następnie wchodzi do sali dwu pracowników akademii i rozmawia z innym studentem - przynieśli mu jakąś księgę. Kiedy tak siedzą zaczynają nagle źle się czuć, nie wiedza co się dzieje. Orientuje się, że ten guzik zatruty był bakteriami i był to zamach na mnie. Zarażeni słaniają się i pytają co się dzieje. Ponieważ nie znam japońskiego pokazuje palcami guzik i oni już wiedza o co chodzi. Dostrzegam książkę, która studiują to podręcznik Ninjutsu dużo bym dał aby ją przejrzeć jednak oni dostrzegają mój wzrok i chowają książkę. Po usunięciu zarażonych dostrzegam, że ktoś pościel zarażonych położył na moim łóżku dochodzę do wniosku, że nie jestem tu mile widziany i grozi mi niebezpieczeństwo więc powinienem odejść, aby to zrobić musze stoczyć walkę aby poznać swoje realne umiejętności. Jedną z przyczyn wrogości jest to, że to ja zostałem uczniem mistrza i to mnie uczył swej sztuki. Idę korytarzem zaglądam do sal treningowych gdzie uczniowie walczą jednak to nie są godni mnie przeciwnicy muszę znaleźć kogoś godnego. Na korytarzu spotykam jakąś kobietę, która obrzuca mnie nieprzyjaznym wzrokiem mówiąc, że znów mam nieprzepisowy strój - nie obchodzi mnie to, spoglądam jednak na siebie. Jestem ubrany w tęczową koszulkę ze smokami na to mam zarzuconą rozpięta nepalska koszulę i mam coś w rodzaju jasnych spodni od dresu. Myślę to już nieważne musze tylko stoczyć swoją walkę i opuścić akademię.
Jestem na jakiejś sali gdzie jest dużo łóżek, gramy w grę za pomocą owadów, ptaszka, pisklęcia i innych zwierząt. Gra polega na tym, że jedno zwierzątko pokonuje inne rośnie stając się silniejsze i jeśli zdobędzie odpowiednią ilość doświadczenia rozmnaża się. Pierwsza rozgrywka jest krótka, gram w niej owadami, to gra treningowa. W następnej rozgrywce przenosimy się do większej sali w której jest więcej łóżek i przypomina sanatorium. Na łóżkach leżą dziewczyny sprawiające wrażenie chorych. Nauczony poprzednią rozgrywką tym razem gram ptakami, które są silniejsze i szybko rosną. W krótkim czasie ptaki opanowują całą salę i tracę kontrole nad grą. Wychodzimy przed salę i jesteśmy w jakiejś uzdrowiskowej miejscowości, jest piękny słoneczny dzień, wokół dużo zieleni. Idziemy alejkami widząc w oddali nadjeżdżający autobus. Kiedy autobus będzie wracał mamy nim bratem pojechać do Polańczyka. Ponieważ bratu się śpieszy i nie chce czekać na przystanku nie załapujemy się na autobus i musimy iść na nogach. Kiedy tak idziemy robi się ciemno, zmienia się sceneria i po pewnym czasie okazuje się, że idę z moją przyjaciółką z dzieciństwa. Potykamy się o coś – okazuje się, że to porozrzucane na drodze duże namioty. Przerzucamy je przez drogę, ale jest ich zbyt wiele. Kiedy to robimy pojawia się wojsko więc domyślamy się, że to musza być ich namioty. Przyjaciółka mówi mi, że w pobliżu jest baza wojskowa. Zaglądamy do niej jest tam wiele drewnianych łóżek i żołnierzy. Następnie udajemy się na spacer nad stawy i jest bardzo miło. Kiedy docieramy na miejsce widzę zrujnowany staw przypominający olbrzymią błotnistą dziurę w ziemi. Kiedy próbuję przeskoczyć rów z wodą mając przyjaciółkę na plecach nie udaje mi się i wpadam do wody. Powoli zaczynam tonąć. Mówię do przyjaciółki, że nie umiem pływać więc zdaję się na nią. Ona radzi mi wziąć głęboki wdech. Wstrzymuję oddech i czuje jak idziemy na dno, domyślam się, że w planie jest odbicie od dna ale mam wyraźne wątpliwości czy starczy mi oddechu. Kiedy tak powoli opadamy czuję, że brakuje mi oddechu, ale wtedy odkrywam, że mogę oddychać pod wodą, towarzyszy temu bardzo przyjemne odczucie skupiam się na nim oraz wspaniałych odczuciach związanych z wodą do tego stopnia iż nie wiem kiedy wydostajemy się z wody. Jesteśmy teraz na cudownej łące koło stawu jest tu wspaniale – wszystko wokół jest bardzo piękne panuje wspaniały niemal magiczny nastrój - zdumiony pytam: Co to za niezwykłe miejsce ? Przyjaciółka uśmiechając się odpowiada, że to magiczny sen. Pytam: więc to sen, ja śnię? Tak – odpowiada – a zarazem jest to magiczny wymiar. Teraz kiedy wiem, że śnię tak wspaniały sen jestem bardzo szczęśliwy – pytam przyjaciółkę czy powinienem ustabilizować sen i wzmocnić świadomość. Ona odpowiada, że trochę tak jeśli mam ochotę, ale nie muszę się tym przejmować ponieważ dopóki jestem z nią moja świadomość pozostaje niezmieniona. Nie przejmuję się więc świadomością jest cudownie i towarzyszą nam bardzo ciepłe uczucia. Mówię jej, że wygląda niesamowicie pięknie i jest cudownie ubrana. Ona odpowiada, że w tym miejscu wszystko jest doskonałe i czyste. Pokazuje mi jak delikatnie wzmocnić świadomość i opowiada o tym miejscu. Mówię jej, że tu jest tak cudownie i wyraziście, że z łatwością mógłbym stworzyć senną bramę i przenieść się gdziekolwiek, czy wejść w czyjś sen. Śmiejąc się odpowiada a gdzie znajdziesz wspanialsze miejsce i milsze towarzystwo ciesz się tym co masz wokół. Przyznaje jej rację. Spędzamy razem wiele czasu i jesteśmy bardzo szczęśliwi. W końcu przyjaciółka pyta czy nie chciałbym się z nią kochać to może być bardzo interesujące i między innymi dlatego mnie tu ściągnęła. Oczywiście zgadzam się i zaczynamy bardzo delikatnie uprawiać seks jest cudownie. Po wszystkim mówi, że o to jej właśnie chodziło i skoro osiągnęła swój cel musi już iść, moje prośby by została na nic się zdają, a nawet powiedziałbym, że ją irytują. Kiedy odeszła pomyślałem, że może jeszcze wróci, ważne bym nie utracił świadomości. W tym celu skupiam się na percepcji świata snu zgodnie z instrukcjami do milam. Intensywnie doświadczam wszystkich wrażeń jedynie z węchem mam kłopoty. Zauważam, że im bardziej skupiam się na doznaniach wzrokowych tym więcej światła się pojawia. Po jakimś czasie zauważam, że sen traci intensywność i jest w nim coraz mniej światła. W końcu sen zaczyna blednąć, ciemnieć i znikać. Cały czas skupiam się na doznaniach w końcu udaje mi się utrzymać tylko resztki światła i snu na obszarze dwu dłoni jednak dalej trzymam się snu. W końcu wchodzę w ciemność między snami i nic już nie widzę wiec trzymam się snu dotykiem dłoni na tej powierzchni. Zaczynam się budzić i pojawia się zwątpienie jednak nie otwieram oczu z determinacją trzymając się tego skrawka snu wiem, że jeśli go nie wypuszczę i nie otworzę oczu to po jakimś czasie zasnę i kiedy pojawi się nowy cykl snu i ponownie rozwinie się światło śnienia powrócę do tego snu. Po pewnym czasie zaczynam czuć, że zasypiam i znowu pojawiam się w tym samym miejscu rozpoczyna się nowy sen. Jestem niedaleko miejsca w którym zakończył się sen, jestem świadomy, że śnie rozglądam się wokół. Widzę nieopodal dystrybutory benzyny przy których stoją ludzie trzymając białe tablice z napisem RT. W chwile potem przychodzi moja przyjaciółka przygląda mi się z zainteresowaniem i pokazuje na tablice z napisem. Mówię, że nie potrzebuję wykonywać RT ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że śnię. Uśmiecha się i mówi, że uparciuch ze mnie. Idziemy razem do jej domu, znowu podziwiam jej strój. Kiedy jesteśmy przed jej domem mówi mi, że naprawdę nie ma dla mnie teraz czasu i powinienem zająć się czymś innym. Jestem zrozpaczony, aby to ukryć wznoszę się w powietrze i lecę w górę i do tył. Część ludzi leci razem ze mną. Po jakimś czasie ląduję i zastanawiam się co by tu zrobić w tym LD. „Przypominam” sobie. Że pod lasem mieszka pewien radiesteta, który ma jakieś przybory naładowane energią i jakąś znajoma prosiła mnie kiedyś abym rzucił na nie okiem. Idę więc do radiestety. Po drodze spotykam siostrę i przychodzimy tam razem. Witamy się z koleżanką trochę rozmawiamy w końcu prowadzi nas ona do ojca. Ten jest wniebowzięty, że przyszliśmy oglądnąć jego skarby wychodzi na chwilę po czym wraca z zawiniątkiem które rozkłada na stole. Oglądam duże mosiężne pierścienie atlantów z różnymi wzorami, wyglądają interesująco. W końcu ojciec koleżanki podaje mi da metalowe pierścienie przypominające bransolety i prosi abym sprawdził ich energię. Biorę do ręki najpierw pierwszy. Faktycznie naładowany jest czerwoną energią, która grzeje moją dłoń, później biorę drugi od którego płynie chłód. Energia nie jest zbyt czysta, ale nie mówię o tym starszemu panu aby go nie urazić, za to proponuję mu, że je wzmocnię. Zgadza się z entuzjazmem. Kieruję energię do pierścieni wzmacniając ją i intensyfikując. Ciepły pierścień staje się gorący niemal parzy, zimny pierścień staje się coraz zimniejszy. Przepływająca przeze mnie energia wyostrza moją świadomość i wprawia mnie niemal w ekstazę przesyłam je coraz więcej aż zaczynam czuć, że pierścienie zaczynają się topić i deformować wtedy przerywam aby ich nie zniszczyć. Starszy pan jest zachwycony. Żegnamy się i wychodzimy. Rozmawiamy z siostrą o tych pierścieniach. Moja świadomość jest bardzo mocna zastanawiam się co mógłbym jeszcze zrobić. Może uświadomić siostrze, że śni? Zaczynam nasycać ją energią świadomości, po pewnym czasie dochodzę jednak do wniosku, że nawet jeśli osiągnę sukces to ona i tak nie zapamięta tego snu, poza tym dobrze było by zrobić coś co pozwoliło by jej samodzielnie uzyskiwać świadomość śnienia. W końcu dochodzę do wniosku, że najlepsze co mogę zrobić to nasycić jakiś przedmiot z jawy energią świadomości. Próbuję wymyślić co by to mogło być, ale nie przychodzi mi nic odpowiedniego do głowy co mógłbym przywołać do snu. Biorę więc piękną srebrną bransoletkę z motywami roślinnymi i zaczynam kumulować w niej energię. Coś jednak idzie nie tak ponieważ zaczynają mi cierpnąć ręce, unoszę je nad głowę z bransoletą, która w miarę jak przesyłam do niej energię zaczyna zmieniać kształty i wić się ręce coraz bardziej mi cierpną i wypełnia je chłód. Nie poddaję się mimo iż stopniowo to cierpnięcie i chłód opanowują całe moje ciało i staja się coraz bardziej nieprzyjemne, w końcu stają się nie do zniesienia i zaczynam się budzić. Kiedy budzę się okazuje się, że faktycznie całe ręce mam ścierpnięte od trzymania ich nad głową.