zycie
Szliśmy poprzez senny bajkowy krajobraz obok wijącego się strumienia kiedy nagle usłyszałem huk wody poszedłem w tamtym kierunku i odkryłem niewielki wodospad w miejscu gdzie potok zakręcał prawie o 360 stopni. Później poszliśmy dalej w część lasu w której nigdy nie byłem, rosły tam olbrzymie poskręcane drzewa tworząc niesamowity krajobraz, dla podkreślenia nastroju zawiał wiatr i jakieś drzewo zaczęło strasznie skrzypieć - na szczęście było jasno więc tylko mnie to ubawiło. Przypomniała mi się historia z przed lat kiedy szliśmy w nocy przez las i podobne drzewo zaskrzypiało mi za plecami - to było wrażenie.
Poszliśmy dalej przechodząc pomiędzy dwoma obsypanymi kwiatami krzewami i zobaczyliśmy potężny dąb porośnięty bluszczem naprzeciw którego stał stary klon - scena jak z filmu fantazy brakowało tylko mgły z której wyłonią by się leśna wróżka. W tym momencie już byłem prawie pewny, że zabłądzimy - chociaż szczerze mówiąc to czułem to jak tylko weszliśmy do lasu, ten las ma taka specyfikę, że praktycznie zabłądzenie w nim jest pewne.
Poszliśmy dalej tym razem dróżką szczelnie zarośnięta po bokach drzewami pod górę w końcu las zaczął się przejaśniać i wyszliśmy na łąkę. Rozglądnęliśmy się po okolicy, która była całkowicie nieznana poszliśmy kawałek wzdłuż lasu by wejść w pierwszą napotkaną dróżkę ozdobioną zeszłorocznym napisem "wstęp wzbroniony - zrywka drewna". Wbrew moim oczekiwaniom dróżka zaraz skręciła w prawo a po kilku minutach ponownie kierując nas ku wyjściu z lasu. Porzuciliśmy ją i ruszyliśmy jakąś ścieżką w głąb lasu.
Po kilkudziesięciu metrach znaleźliśmy się nad bagnem na którym stało jedno fantazyjnie powykrzywiane drzewo z naroślami jakie zazwyczaj spotyka się tylko na fantazyjnych obrazach w horrorach lub w snach. Obeszliśmy bagno wspięliśmy się na górę i tam całkowicie straciliśmy orientację, chodziliśmy różnymi dróżkami w najdziwniejszych kierunkach, aż doszliśmy do zwalonego drzewa w którym było sześć czy siedem dziupli. Odpoczęliśmy chwilę i poszliśmy dalej dobierając dróżki tak aby nie schodzić z grzbietu mimo, że kierunki nie za bardzo nam pasowały po kilkudziesięciu minutach marszu fantazyjną dróżką przypominającą alejkę w starym parku doszliśmy do właściwej przesieki i w końcu do samochodu.
Kiedy wróciliśmy do domu czekała tam już na Wojtka Alicja. Kiedy opowiedzieliśmy jej o sowie zauważyłem, że oczy jej się zaświeciły więc zaproponowałem aby jeszcze raz tam pojechali. W nadziei, że pojadą beze mnie jako, że trochę się zmęczyłem naszym spacerkiem. Wojtek jednak chytrze mnie wrobił twierdząc, że nie zna drogi. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że łatwo tam trafią jak odbiją od ścieżki 15 stopni i za żółtymi grzybkami w pierwszej przecznicy w prawo znajdą śpiącą sowę.
Na miejscu przekonałem się, że Wojtek nie łgał jako, że sowy szukał już w pierwszej przesiece od drogi po czym załamany ogłosił, że odleciała i chciał wracać. Nie dałem się zmylić poszliśmy dalej - Alicja przodem. Po kilkunastu minutach znalazła żółte grzybki czym bardzo się ucieszyła i w następnej przecznicy znaleźliśmy sowę.
Znów jakoś nie miałem ochoty się do niej zbliżać, a kiedy do niej podeszli poczułem falę mocy i pomyślałem, że to nie jest zwykła sowa tylko strażnik tego lasu.
Alicja podkradła się do sowy na metr i zaczęły się sobie przyglądać po czym obie zaczęły się kiwać co wyglądało bardzo zabawnie. Atmosfera się zrobiła przyjemna wszyscy się wyluzowali do tego stopnia, że zaproponowaliśmy aby ją pogłaskał. Tak jak przewidywaliśmy pokazał tylko na szpony i dziób sowy mówiąc, że nie ma ochoty aby sowa zrobiła z nich użytek a jego rozdarte na strzępy ciało walało się po lesie;-)))
Zaproponowałem więc wycieczkę do wodospadu i oczywiście tylko Alicja wykazała entuzjazm więc poszliśmy dalej sami. Po drodze strasznie jej się podobał mech i znając ją gdyby nie było tak mokro nie darowała by sobie okazji i na pewno by się na niej położyła - prawie widziałem jak to rozważa;-)))
Oglądnęliśmy wodospad, dąb porośnięty bluszczem i poszliśmy na skróty pod górę dochodząc do zwalonego drzewa z dziuplami - bardzo mnie to zdziwiło bo byłem pewny, że jest ono po drugiej stronie lasu tym niemniej dalsza droga była już prosta.
Nastrój lasu jego wygląd był typowo senny cały czas na poważnie zastanawiałem się czy to nie sen czy jawa. Nie spodziewałem się, że na jawie w trakcie zwykłej poobiedniej wycieczki do lasu można przeżyć takie dziwne niemal magiczne wrażenia, zmiany nastrojów - to było jakby wejście w bajkowy świat. A może ten las naprawdę jest magiczny i dlatego mimo iż znam go dobrze zawsze w nim błądzę i odkrywam dziwne miejsca.