Przyjęło się, że w soboty jeżdżę na giełdy. Dziś rano wstałem jak zwykle, i leżałem jeszcze troszkę, bo miałem czas. Nagle dostaję SMSa od Kedura że mam ruszyc tyłek z łóżka :) Wstałem więc, ubrałem się i poszedłem na przystanek. Autobus linii 7 przyjechał o minutę za wcześnie. Byłem w Katowicach w 30 minut. Poszedłem na dworzec PKP+autobusowy, bo 7 jeździ na Stawową. Widzę, że Daniela jeszcze nie ma na umówionym miejscu, więc poszedłem na jego przystanek i tam zaczekałem. Podjechał wreszcie 45, z którego on się wyłonił:) Chcieliśmy iść najpierw na giełdę komputerową, która jest w pawilonie na dworcu, jednak po zmierzeniu kolejki zdecydowaliśmy, że "najpierw Biblioteka Śląska". Okazałem - nie wiem po jaką cholerę - pieczątkę z politechniki i udaliśmy się do komputerów w celu zamówienia książek. I tu się baaaardzo zawiodłem. Żadnej książki nie można było wypożyczyć, a Danielowi się terminal zawiesił. Siedział więc i śmiał się z moich bardzo nerwowych i złowieszczych narzekań. Po wyklęciu tej badziewniej biblioteki w diabły i cholery (o gorszych epitetach nie wspominam) poszliśmy na giełdę. Obeszliśmy ją dwa razy. Kupiłem CDROM ASUS. Chciałem kupić także pamięci, ale albo były zbyt drogie, albo bez możliwości zwrotu, więc zrezygnowałem. Następnie zaliczylismy RAVELa. Daniel chciał złożyć podanie o pracę i dowiedział się że musi to zrobić najlepiej natychmiast. Poszliśmy więc napisać CV. Tylko gdzie? - MC DONALDS odpada, moja noga w tym smietniku - pomyjniku nie postanie. KFC naprzeciwko! Tam usiedliśmy przy herbatce. Daniel pisał na moich kartkach swoje CV. Pogadaliśmy, oddaliśmy w RAVELu CV i biegiem na przystanek. Przyjechało 805 "Sosnowiec", nigdy tym nie jeżdżę, jednak ulubione 808 miało później odjazd, więc pojechaliśmy. To był błąd. Wywiózł nas pod szpital górniczy, a tam musieliśmy czekać na autobus do Sosnowca jak się później okazało około 40 minut!! Myślałem że mnie szlag trafi!! Daniel skrupulatnie notował moje narzekania na rozkład jazdy, i wywody na temat wiatru i słupów wysokiego napięcia :)Dojechaliśmy wkońcu do celu, oczywiście idealnie na koniec wykładu. No cóż, dobre i to. Poszliśmy z Grzesiem do Mr. Hamburgera i tam siedzieliśmy dość długo przy coli i hamburgerach, a Daniel przy herbacie (bo zjadł hamburgera przy szpitalu). Do domu odwiózł na Grześ - co oszczędziło nam czekania na autobusy. Było super - jak zwykle:) Ponieważ jechaliśmy taki kawał samochodem, a Grześ nie chciał pieniędzy za paliwo, więc ustaliłem z Denym, że tak czy siak zapłacimy mu jakoś :) Jestem ciekaw kiedy następna SS :)