Byłem kimś w rodzaju Jedi, następca starego mistrza. Po jego odejściu potężny rycerz kroczący ciemną stroną mocy chcąc nas zniszczyć zaczął nas tropić. Ponieważ nie byłem jeszcze gotowy z nim się zmierzyć ukrywaliśmy się doskonaląc nasz kunszt. Wiedzieliśmy jednak, że władca ciemności może nas w każdej chwili wytropić i że nie mamy ani chwili do stracenia. Przenosiliśmy się z miejsca na miejsce w największej konspiracji czując, że zły rycerz jest coraz bliżej i starcie jest nieuniknione. Kiedy ćwiczyliśmy fechtunek w zakonspirowanej sali treningowej poczuliśmy, że władca ciemności jest tuż tuż – moi towarzysze kazali mi uciekać z pierścieniem i mieczem mistrza, podczas gdy sami zobowiązali się opóźnić pościg najdłużej jak potrafią. Uciekłem z towarzyszącą mi dziewczyną słysząc za plecami pogróżki i szyderstwa czarnego rycerza. W końcu czarny rycerz osaczył mnie i wyzwał do walki. Mimo iż dalej nie czułem się gotów stanąłem do walki obiecując sobie dać z siebie wszystko. Towarzysząca mi dziewczyna zachęcała mnie do uwierzenia w siebie i dumnego stawienia czoła wrogowi. Nałożyłem pierścień mocy, symbol tego iż jestem mistrzem i wydobyłem z futerału naładowany przez starego mistrza mocą miecz i odważnie stanąłem do walki. Czarny rycerz zbladł i w jego sercu pojawiła się trwoga, wymierzyłem w niego miecz druzgocąc jego moc i butę. Wybacz - powiedział - pokonałeś mnie. Nie wiedziałem, że stary mistrz napełnił mocą te artefakty. Spojrzałem na czarnego rycerza i zobaczyłem go słabym nie stanowiącym już żadnego zagrożenia. Wiedziałem, że już nigdy nie odważy się rzucić nam wyzwania. Kiedy odszedł pojawił się stary mistrz, wyrażając swoją aprobatę. Poprosiłem go aby jeszcze wzmocnił moc moich insygniów. Mistrz uśmiechną się i jego postaci wypłynęły płomienie napełniając pierścień i miecz.