guen
Chciałam się podzielić z Wami jednym z moich ostatnich snów. Niby nie wiele
tam akcji ale mam nadzieję, że przy odrobinie wyobraźni uda Wam się to
zobaczyć. To było cos cudownego!!! To była wyspa, która pojawiła się przede
mną nie wiadomo skąd. Nawet nie wiem jak się do niej zbliżałam, po prostu
nagle stawała się coraz bliższa i bliższa. Nagle zobaczyłam wyraźnie brzeg.
Piaszczysty, złoty, czułam wręcz zapach i miekkość tego drobniutkiego
piasku. Obmywały go delikatne fale w kolorze najpiękniejszego lapis lazuli.
Niedaleko od brzegu majaczyły antyczne świątynie. Każda z nich wyniosła a
jednocześnie taka ciepła, bliska sercu jak wymarzony dom. Wszystkie z
idealnie białego marmuru, tak doskonałe w proporcjach i szczegółach. Słońce
rozświetlało ich kolumny, załamywało się na tympanonach, zalewało je takim
blaskiem aż raziły w oczy. A jednak to rażenie nie było nieprzyjemne, wręcz
przeciwnie. Te cudowne rozbłyski czystego światła wśród ciepłej, soczystej
zieleni. Nagle na brzegu pojawił się koń. Idealnie czary, lśniacy jak heban
w tych promiechach słońca. Biegł idealnym, najpiękniejszym galopem
rozbryzgując fale i tworząc dookoła siebie miliony malutkich tęcz. Widziałam
każdy jego mięsień pracujący pod aksamitną sierścią, tętniace, pulsujące w
nim Życie, potęgę i majestat a jednocześnie niesamowitą lekkosc i spokój.
Wbiegł do jednej ze świątyń a ja zamarła wręcz z zachwytu chłonęłam ten
widok. Jak lekkim kłusem przemierzał tą potężną marmurową przestrzeń.
delkatnie przemykając, jakby w zabawie między kolumnami. Jednak jego kopyta
nie wydawały żadnego dzwięku, jakby unosił się nad ziemią. Panowała idealna
cisza. I było w tym takie piękno, taki spokój i światło, które leczyło
najgłębsze, najbardziej tajemne zakamarki duszy. Jakby zalewało złocistym
światłem Spokoju, Prawdy, Zycia. Samej esencji Piękna i ... Neti Neti. To
jedyne co mi przychodzi do głowy, "nie to,nie to". To Coś czego nie da się
określić w żaden sposób, To Coś nieuchwytne a jednocześnie jakby dobrze
znane, tak bardzo bliskie. Cała Jaskrawość.
Oczywiście nie muszę mówić w jakim stanie duszy wstałam rano :-))) Moge
tylko powiedzieć, że zupełnie jak ten koń chodze teraz nie dotykając ziemi,
unoszę się wręcz i za każdym razem gdy zamykam powieki widzę, czuję tą wyspę
i To Coś. I w końcu całkowicie wyszłam z mroku ostatnich złych przeżyć i
żaden mrok już teraz nie jest mi straszny. Bo przez chwilę Tego dotknęłam
całą duszą, przez chwilę zrozumiałam wszystko.
Pozdrawiam świetliscie. Guen.