granica
Kręciłem się obok granicy znanej mi z wcześniejszych snów, tym razem kiedy znalazłem się na tych terenach postanowiłem zbadać co jest dalej. Kilkakrotnie wędrowałem przez bezkresne łąki granicy aż w końcu odkryłem jakąś miejscowość po drugiej stronie łąk. Pierwszym razem byłem w niej krótko, tylko tyle aby się rozejrzeć i zorientować w terenie. Za trzecim razem postanowiłem poznać dokładnie tą miejscowość.
Na skraju stał dziwny intrygujący dom, był drewniany bielony i sprawiał wrażenie bardzo starego, był też nadzwyczaj duży i było w nim cos intrygującego. Początkowo pomyślałem, ze jest opuszczony i dobrze było by go kupić, kiedy jednak zacząłem go obchodzić przekonałem się, że ten budynek ma jakiś sakralny charakter.
Z tył budynek łączył się z czymś co wyglądało mi na świątynię. Nie znając miejscowych obyczajów wolałem na razie za bardzo nie zbliżać się do tej budowli. Poszedłem na przystanek aby określić skąd i jak często przyjeżdżają tu autobusy. W pierwszej chwili dostrzegłem na rozkładzie tylko jeden autobus o północy - wydało mi się to podejrzane. Kiedy jednak przyjrzałem się uważnie zobaczyłem, że jest jeszcze kilka innych.
Kiedy wracałem idąc o kulach pod górę na mojej drodze staną, krepy bardzo szeroki w barach osiłek o wyglądzie wiejskiego wirachy - pomyślałem, że mogę mieć kłopot. Nie czekając aż zbierze się ich więcej śmiało szedłem dalej z nadzieją, że może odpuści kalece (tak naprawdę to bardziej udawałem chorego w rzeczywistości nic mi specjalnie nie było).
Niestety gość mnie zaczepił, powiedziałem aby poszedł ze mną na łąkę jeśli starczy mu odwagi (echa Lancelota) a tam przekonamy się kto ile wart.
Wyczułem, że nie jest on taki zły i jeśli będziemy z dala od innych jest szansa się dogadać, podczas gdyby pojawili się pozostali mogło by być niewesoło zwłaszcza, że gość nie wyglądał na mięczaka.
Poszliśmy i znaleźliśmy się w drewnianym domu na skraju wsi. Były tam dwie kobiety jedna stara, druga młoda, obydwie miały dużą charyzmę i wszyscy odnosili się do nich z uniżonym szacunkiem. Wyczułem ich mądrość i moc więc odniosłem się do nich z dużym szacunkiem, starsza początkowo popatrzyła na mnie z powątpiewaniem, młodsza była bardziej życzliwa. W końcu i starsza uśmiechnęła się zaakceptowawszy mnie i rozpoczął się jakiś rytuał - być może wróżba, albo jakieś czary lub rytuał ochrony albo jakaś inicjacja.
Wiązało się to z umieszczaniem wokół różnych kryształów, narastaniem ciepłych pozytywnych uczuć, oprócz kobiet i osiłka był tam jeszcze ktoś jakiś inny gość. Kobieta obejrzała moje biodro i powiedziała, że to tylko skurcz. Przyznałem się, że trochę symulowałem zademonstrowałem serię uderzeń, miałem tez pokazać kopnięcia, ale pomyślałem, że to już było by zarozumialstwo.
Kiedy ceremonia dobiegła końca podziękowałem im, zebrałem moje kryształy i zrozumiałem, że powinienem wracać. Poszliśmy z osiłkiem w stronę granicy do miejsca przypominającego stary amatorski klub sportowy gdzie zwykli zbierać się miejscowi młodzi rozrabiacy by wykazać się swoją siła i odwagą.
Kiedy już tam byliśmy niespodziewanie pojawili się miejscowi rozrabiacy, mój nowy przyjaciel pomógł nam się ukryć aby nie doszło do problemów po czym postanowiliśmy się przedrzeć przez granicę. Dołączył tez do nas dumny azjatycki wojownik, który miał coś z Sammo Hunga dzięki jego niezwykłej sprawności w miarę gładko udało nam się przekroczyć granicę - która przebiegała przez coś w rodzaju magazynu.
Sammo wskoczył na podest prowadzący do wyjścia zanim strażnicy (potężne byki w dziwnych kombinezonach sprawiający wrażenie azjatyckich zbirów) zdążyli zareagować. Później nas wciągną i niegroźnie obił czymś w rodzaju linijki jednego z nich bacząc by nie zrobić mu krzywdy.
Załatwiliśmy nasze sprawy i pozostało nam tylko znaleźć przejście przez granicę. Na początek spróbowaliśmy zwyczajnie autobusem aby rozpoznać teren. Kiedy dojechaliśmy do granicy odkryłem, że ochrona została wzmocniona do pilnujących granicę dołączył olbrzymi złoty metalowy paw.
Dziewczyna, która z nami jechała wysunęła rękę przez okno aby zbadać jego zachowanie paw uderzył ją łamiąc jej rękę. Zrozumiałem, że tedy nie przejdziemy gdyż jest to zbyt niebezpieczne. Kiedy autobus się wycofał wysiedliśmy z Sammo i moim przyjacielem z tamtej strony po czym podjęliśmy próbę obejścia granicy z lewej strony. Kiedy jednak weszliśmy na wzgórze przedzierając się przez zarośla okazało się, że rozciąga się tu duża, zamaskowana od naszej strony osada kontrolowana przez mafię.
Postanowiliśmy spróbować z drugiej strony poprzez wzgórze porośnięte lasem.
Kiedy doszedłem do leśnej ścieżki byłem sam i byłem Sammo, gdy zacząłem się wspinać zobaczyłem na wzgórz budynek przypominający pagodę. Kiedy do niego zbliżyłem się zaatakowały mnie dwie wojowniczki mówiąc, ze nikt tędy nie przejdzie jeśli ich nie pokona. Jako Sammo stoczyłem z nimi piękną i wesołą walkę Kung Fu dowodząc swego mistrzostwa. Wojowniczki pogratulowały mi kunsztu i zapewniły, że teraz leśne przejście przez granicę jest już otwarte i całkowicie bezpieczne. Wówczas pojawił się mój towarzysz mówiąc, że chciałby znaleźć mistrza Kung Fu, który by go uczył wszyscy roześmialiśmy się ja wskazując na wojowniczki a one na mnie. Obudziłem się w doskonałym nastroju.