ert
Razem z qmplem mijam moją wychowawczyię z liceum. Zatrzymuje się przed
budynkiem (qmpla juz ze mną nie ma), który jest miejscem modlitw
jakiegoś wyznania. Wchodzę do środka i jestem w przestronnym pokoju.
Rozmawiam z zielonooką dziewczyną. Początkowo ona nie może mnie
zrozumieć, gdyż mówię po polsku. Później rozmawiam z księdzem tej
religii (więc musi to być odłam chrześcijaństwa). Rozmawiam po
angielsku, pamiętam jak w myślach dobieram odpowiednie słowa po
angielsku i buduje z nich sensowne zdania. Pytam go jaka to religia,
oznajmiam iż mam ważny problem i że jestem polakiem. (nie pamiętam o
jaki problem chodziło).
Jestem w innym pokoju. Jest to zwykły pokój mieszkalny. Jest w nim
całe zgromadzenie. Przez okno widze, że na budynku naprzeciwko wojsko
szykuje się do ataku na zgromadzenie. Wtedy przypominam sobie, że już
śniłem coś takiego i uświadamiam sobie dalszy przebiego zdarzeń
(chociaż teraz już tego nie pamiętam) (mimo tego nie odzyskuje
świadomości). W lewym górnym rogu pola widzenia pojawia się "radar"
przedstawiający pozycje żołnierzy i pozwalający stwierdzić co jest w
zasięgu strzału.
Mimo iż wiem o ataku nie ostrzegam zgromadzenia. Przechodzę jedynie do
następnego pokoju i za pomocą radaru upewniam się, że zielonooka
dziewczynka i inne dzieci w tamtym pokoju nie są w zasięgu strzału.
Pod koniec walka między żołnierzami, a mężczyznami ze zgromadzenia
była bezpośrednia. Widzę ostatniego z żołnierzy walczącego resztką
sił. Ma on za broń duży młot, natomiast "partyzant" zgromadzenia ma
maczete. Żołnierz uderza przez maczete w pierś partyzanta (osłonił on
swoje serce bokiem maczety). Myślałem, że zinie, ale nic mu sie nie
stało. Później (nie pamiętam w jaki sposób) ginie ostatni z żołnierzy.
Nie wiem co mogła oznaczać postać zielonookiej dziewczynki.
Nie jestem pewien, czy kiedyś już śniłem o ataku na zgromadzenie, czy
tylko śniłem, że śniłem o tym wcześniej...